Klub rozwodników, czyli nowa komedia francuska z premierą w polskich kinach. Czy warto obejrzeć?
Klub rozwodników to komedia francuska. Już po tytule wiemy mniej więcej, czego się spodziewać. Historia Bena, który zostaje zdradzony przez nikczemną kobietę, staje się prostą próbą wiwisekcji radzenia sobie z traumą. Złamane serce nie jest proste do naprawy - zwłaszcza gdy ktoś roztrzaskuje je w tak brutalny sposób. Twórcy w humorystycznej otoczce chcą pokazać, jak człowiek sobie z tym radzi: poprzez ucieczkę w zabawę, imprezy, pracę i inne aspekty życia, które tworzą jedynie jego iluzję, bo nie pozwalają w żadnym momencie przepracować negatywnych emocji i się uleczyć. Ten motyw przewija się przez opowieść, nadając jej ciut większe znaczenie. Nie jest to po prostu komedia zahaczająca o romantyczne rejony. Ta historia o miłości jest również opowieścią o szukaniu siebie i szczęścia. Oczywiście nie chodzi mi o to, że twórcy robią z tego kino artystyczne o emocjonalnej głębi godnej Bergmana. Po prostu starają się wyciągnąć z komediowego konceptu coś więcej i wychodzi to dobrze.
Humorystycznie nie jest to typowa komedia francuska, bo jednak jak wielu fanów gatunku wie, Francuzi operują dość określonym typem humoru, często przewyższają w tym aspekcie Amerykanów bez większego wysiłku.
Klub rozwodników jest jednak bardziej skierowany do dorosłego widza z uwagi na sprośny humor, ale jednocześnie jest on budowany prostymi, ale przemyślanymi narzędziami. Nie jest tak jak w hollywoodzkich produkcjach, w których najczęściej mamy non stop seks i wulgaryzmy używane za przecinek. Tutaj po prostu wiele rzeczy ma związek z seksem i szalonymi imprezami, więc to bardziej humor sytuacyjny. Czasem trafia w punkt, czasem jest zbyt banalny, więc też nie tak zabawny. Po prostu czuć, że jest niemało dobrych, śmiesznych scen, ale jednocześnie nie jest to rzecz rozbawiająca do łez. Niektóre gagi są dość ograne (co nie znaczy złe), a jeden z szalonym lemurem być może nawet trochę za bardzo wchodzi na rejony parodii. Humor i jego odbiór to zawsze sprawa indywidualna, więc trudno określić, jak bardzo śmieszny jest
Klub rozwodników. Jednak porównując go do wielu komedii, po prostu bawi i zapewnia ten przyjemny czas, więc w tym aspekcie sprawdza się świetnie.
Chyba problem mam z tym, jak w pewnym momencie ze zwariowanej komedii robi się komedia romantyczna. Twórcy zaczynają w gagach stosować zbyt oczywiste zagrania (zwróćcie uwagę na kwestię Ferrari), a rozwój wątku romantycznego z twistem, nie jest w stanie dobrze wykorzystać budowanego potencjału. Z jednej strony jesteśmy w stanie uwierzyć w kiełkujące uczucie, ale gdy dochodzi do komplikacji, za bardzo idzie to drogą sztampowej komedii romantycznej. Nie zmienia to nawet końcówka, która zamiast biegu przez lotnisko do ukochanej, oferuje... walkę MMA w klatce. Humorystyczne ma swoje dobre momenty w tych scenach, ale czuć, że fabularnie poszło to za bardzo na łatwiznę.
Klub rozwodników nie jest najlepszą komedią francuską, jaka trafiła do polskich kin, ale na letnią rozrywkę sprawdza się zaskakująco dobrze. Rozbawia, w tle mówi o czymś na serio i pozostawia z pozytywnymi emocjami, nawet jeśli czujemy, że nie jest to jedna z tych komedii, do których jeszcze wrócimy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h