I tak mamy tutaj wypadkową kilku znanych pomysłów: gdzieś w tle pobrzmiewa "Świat według Malcolma", podobnie jak "Alf" (choć bez kosmity) i kilka innych "rodzinnych" sitcomów. Każdy obyty fan znajdzie masę inspiracji. Całość została wykonana w lekki, przyjemny i jednocześnie staromodny sposób. Koncepcja wyjściowa jest wręcz banalna: oto mamy rodzinę Goldbergów (wzorowana, jak widać po napisach końcowych, na prawdziwej rodzinie jednego z twórców), która jest, delikatnie mówiąc, "nietypowa". 

Głową rodziny jest ojciec, Murray, który tak naprawdę niewiele ma do powiedzenia. Prawdziwą władzę sprawuje matka - Beverly. Typowa tapirowana blondynka (w tej roli rewelacyjna Wendi McLendon Covey) trzęsie całą chatą, decydując o losach rodziny. Przeszkadzają jej w tym trzy pociechy: Adam, Erica i Barry. Córka to typowa zbuntowana nastolatka, Barry jest lekkim przygłupem, zaś najmłodszy - narratorem całej historii. Do tego nie mogło zabraknąć kogoś ze starszego pokolenia, czyli dziadka. 

Historia jak na razie się rozkręca i szału nie ma. Starszy syn ma urodziny i chciałby dostać samochód. Oczywiście rodzice są przeciwni - jak się z czasem okazuje, słusznie, bo młodzian jest raczej idiotą i jeździć to on nie potrafi. Do tego dochodzą relacje pomiędzy domownikami, choć twórcy nie skupili się na wszystkich. Poznajemy dobrze dziadka, ojca, matkę, no i Barry'ego. Brakuje trochę córki, ale zapewne dostanie więcej kwestii w kolejnych odcinkach. 

[video-browser playlist="634918" suggest=""]

To, co sprawia, że Goldbergów ogląda się przyjemnie, to klimat. Lata 80., a konkretnie rok 1985, jest niezwykle wdzięcznym i ciekawym tematem. "Powrót do przyszłości", "Alf", stare komputery na dyskietki, przesiadywanie w barach na gofrach i mlecznych szejkach - to, co starsi widzowie dobrze znają, tutaj pojawia się znowu, w komediowej formie. Osobiście tęskniłem za klimatami "Alfa" i cieszę się, że ktoś o nich pomyślał. 

Są jednak także pewne minusy. Największym z nich jest sam narrator. Konwencja wykorzystana wspaniale przy "Cudownych latach" tutaj również zdaje egzamin. Problemem jest jednak odtwórca głównej roli. O ile Fred Savage i jego postać Kevina Arnolda była wspaniała, tak tutaj Sean Giambron gra raczej postać miałką i bez wyrazu, a do tego bardzo krzykliwą. Widząc jego zachowanie, nie ma się poczucia, że mamy do czynienia z osobą o własnych przemyśleniach - jak w "Świecie według Ludwiczka", "Świecie Malcolma" czy wspomnianych już "Cudownych latach". Brak tych przemyśleń i wyrazistej postaci dziecka psuje trochę koncepcję "narracji po latach", szczególnie że postać Adama to mały, rozkrzyczany konfident z kamerą, który kręci wszystko, co uzna za stosowne. Pomysł niby dobry, ale brak tutaj wyrazistości i konsekwencji. Adam jest jak na razie postacią niepotrzebną, a każdą scenę kradnie Barry. 

The Goldbergs to serial lekki, prosty i przyjemny. Nie jest rewelacyjny, ale też nie najgorszy - typowy średniak z perspektywami na przyszłość. Jeżeli tylko ma się czas, warto obejrzeć.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj