Cykle książek mają swój urok. Wracamy do znanych nam bohaterów, poznajemy ich nowe przygody i – przeważnie, nowe zagrożenia. Podobnie jest w przypadku Osobliwego domu pani Peregrine Ransoma Riggsa, podbudowanego ekranizacją Tima Burtona z 2016 roku z Evą Green w roli pani Peregrine. Czytelnicy pokochali koncepcję „osobliwców” - dzieci o wielu wrodzonych niepowtarzalnych talentach, jak unoszenie się w powietrzu, czy bycie niewidzialnym, mieszkających w ukrytych w przeszłości pętlach czasowych pod opieką „czarodziejek-ymbranek”, potrafiących zmieniać się w drapieżne ptaki. Przerażały polujące na osobliwców upiory i ich sługi - głucholce, niewidzialne dla zwykłych ludzi potwory o potrójnych jęzorach. Świat wykreowany przez Riggsa fascynował i nieco niepokoił, tym bardziej, że powieściom towarzyszyły niezwykłe, stylizowane na stare zdjęcia, wciągające czytelnika w „realizm” opowieści. Przez trzy tomy serii Osobliwego domu pani Peregrine przeszliśmy długą drogę od opowieści o chłopcu, Jacobie Portmanie, który po śmierci ukochanego dziadka ruszył tropem jego wspomnień na zapomnianą wysepkę u wybrzeży Anglii, by stawić czoła czemuś nieoczekiwanemu, przez kolejne przygody Jacoba, powoli poznającego własne możliwości, po regularną, krwawą wojnę z upiorami i głucholcami w niezdobytej, mrocznej wieży. Wojnie, choć nie bez strat własnych – wygranej. Wydawałoby się, że nastąpił koniec historii, a jednak po kilku latach autor wrócił z Mapą dni, a teraz – z Konferencję ptaków. Czy był to powrót wymuszony? Może odrobinę, bo najnowsze opowieści nie są już tak dopracowane i kreatywne, co trzy pierwsze.
Źródło: Media Rodzina
Odkąd osobliwcy pojawili się we współczesnej Ameryce Jacoba, historia stała się lżejsza, traktując raczej o dojrzewaniu, nastoletnich miłościach i emocjach, poznawaniu drobnych przyjemności i smaku przygody bez nadzoru „czarodziejek”. Mapa dni, podobnie jak Konferencja ptaków stały się opowieściami „drogi”, prowadząc przez miasta i bezdroża Ameryki, przez siedziby ludzkie i ukryte pętle czasowe, po równo w pogoni i ucieczce przed nowym niebezpieczeństwem – tajemniczą organizację, niemalże „ludzi w czerni”.
Jednak w Konferencji ptaków zaczyna robić się mroczniej, ciężej, duszniej. Wracamy do znanego nam zagrożenia, nawet potwornych głucholców, nad którymi Jacob – jak się okaże – nie ma już takiej władzy jak wcześniej. Chłopak wraz z pozostałymi osobliwcami sprzymierza się Noor, dziewczyną o naprawdę niezwykłych talentach, by odszukać jej matkę ymbrankę i ponownie ocalić świat. Tymczasem na końcu drogi czeka ich bardzo niemiła niespodzianka. I nie chodzi tylko o to, że pętla, w której ukrywa się matka Noor, jest pełna tornad i trąb powietrznych. Twist scenariusza zbija z nóg, co można uznać za niezłe osiągnięcie. Niemniej, powrót do tego samego zła, które już raz się pokonało, wydaje się nieco naciągane, niczym pojawienie się Imperatora Palpatine’a w Ostatnim Jedi. Chciałoby się ostrzec autora, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale najwyraźniej Ransom Riggs już do niej wszedł, otwartym zakończeniem Konferencji ptaków wyraźnie zapraszając do kolejnych części cyklu o Osobliwym domu pani Peregrine. Jak w przypadku poprzednich części serii, mocną stronę cyklu pozostaje pieczołowitość wydania. Wydawnictwo Media Rodzina jak zwykle zadbało o odpowiednią, oryginalną oprawę graficzną i edytorską. Opracowaniem polskiej wersji okładki i wyklejki zajął się Rafael Martins, a na kartach powieści ponownie możemy podziwiać wystylizowane zdjęcia osobliwców i miejsc, których być nie powinno.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj