Odkrycie faktu, że Katherine przejęła ciało Eleny, dostarcza to, czego można było oczekiwać: tyradę naiwności, brak kreatywności i nudę. Nic tutaj nie działa, a twórcy momentami psują to, co zbudowali, pozbywając się Eleny i dokonując przemiany Damona. Wprowadzają niepotrzebną nostalgię nasyconą przesadną ckliwością, która doszczętnie psuje cały efekt.
Scenarzyści Pamiętników wampirów oferują nam najbardziej mało wiarygodną przemianę postaci w historii. Katherine, która wyraźnie nie odczuwała żadnych emocji i uczuć, nagle staje się przejętą matką oraz zakochaną kobietą. Najbardziej jednak naciągane wydają się emocje w stosunku do Nadii, bo jakim prawem w ogóle mają one tutaj być? Katherine to manipulantka, kombinatorka, a nie kochająca mamusia, która wzrusza się nad chorobą dziecka, zwłaszcza że zna Nadię może kilka dni. Nie przekonuje to, ponieważ stoi w kompletnej sprzeczności z tym, kim jest ta postać.
W tym wszystkim irytuje powtórka z rozrywki, czyli Tyler i Caroline. Znowu poważna rozmowa, która nie powinna mieć już miejsca. Ileż można ciągnąć tę relację, która dawno powinna się zakończyć? Twórcy nie znają umiaru i nie wiedzą, kiedy powiedzieć sobie "dość".
[video-browser playlist="633972" suggest=""]
Pożegnanie Katherine to najbardziej denerwujący manewr Pamiętników wampirów, który jest niegodny najlepszej postaci tego serialu. Okropna ckliwość, naiwność, banalność i bardzo złe zakończenie wątku Katherine nie oferuje satysfakcji i uczucia akceptacji. Nawet jej "przejście" na drugą stronę nie jest tak dobre, jak można byłoby oczekiwać, a momentami czuć zbyt wielkie inspiracje filmem Uwierz w ducha.
Końcowy motyw z Eleną także nie zachwyca, bo ileż to już razy fizyczna przemiana bohaterki dawała nam nadzieję na to, że w końcu będzie to dobra postać? Przewiduję, że Elena żywiąca się wampirami będzie większość czasu jęczeć, płakać i narzekać na to, jakie jej życie jest złe, a widzowie nadal będą oglądać i zastanawiać się, podobnie jak ja, dlaczego tego nie zakończyć.
The Vampire Diaries rozczarowują i nie przejawiają żadnego potencjału na kolejne odcinki. Temu serialowi potrzebna jest porządna dawka świeżości, a do tego potrzebna jest odwaga godna George'a R.R. Martina, której twórcy nie mają.