W pierwszym sezonie postać Lukrecji mi się nie podobała. Coś zgrzytało w kreacji Holliday Grainger, co aktorka skutecznie naprawiła w drugim sezonie, gdzie postać zdobyła moją sympatię i szacunek. Natomiast to, co prezentuje w trzecim sezonie, w moich oczach kompletnie pozbawia Lukrecję wyjątkowości. Bohaterka zachowuje się jak napalona nastolatka, która chce zaciągnąć do łóżka najprzystojniejszego chłopaka w szkole - w tym przypadku jej brata. Jej zachowanie jest irracjonalne i denerwujące, tak jak cały wątek kazirodczej relacji, który uważam za największy błąd trzeciego sezonu. Zresztą w tym aspekcie Cezar nie zachowuje się lepiej, ale na jego szczęście ma wiele scen związanych z polityką, gdzie udaje mu się utrzymać uwagę widza.
W sferze politycznej, poza nieciekawym wątkiem konsumpcji małżeństwa Lukrecji, mamy Julię Farnese w akcji. Kobieta ponownie pokazuje, że świetnie potrafi manipulować papieżem, jednocześnie wychodząc w jego oczach na wytrawnego politycznego gracza. Widzimy, że jest wykształcona i inteligentna. W znakomity sposób zapewnia lojalność kardynałów. Jej przygotowana szopka wypada bardzo efektywnie.
[video-browser playlist="635666" suggest=""]
Przygotowany przez Katarzynę Sforzę spisek jest za bardzo banalny. Publiczne oskarżenie go o spółkowanie z czyjąś żoną? To ma być ten misterny plan, mający na celu pozbycie się Borgiów? Wydaje się mało efektywny i efektowny, a zarazem też skazany na porażkę. Poza pustymi słowami nie mają dowodów. Sam Borgia w takim okresie zachowuje się zbyt lekkomyślnie i naiwnie. Wiedział, kim jest kobieta, która go uwodzi. Czy jako człowiek doświadczony w intrygach i spiskach nie powinien być podwójnie uczulony na takie sytuacje, zwłaszcza że w rozmowie z Farnese widzimy jego obsesję, a nawet paranoję w związku z knującymi kardynałami? Brakuje mi tu konsekwencji w ukazywaniu osobowości Rodrigo, bo trudno mi uwierzyć, że zwykła żądza ot tak zaćmiła mu rozsądek.
Coś psuje się w trzecim sezonie Rodziny Borgiów. Gdzie emocje? Gdzie polityka i intrygi? Nie dostrzegam tego wszystkiego, co było zaletą poprzednich dwóch serii. Jedynie sam Jeremy Irons trzyma swój wysoki poziom.