Strike Back” nigdy nie była serialem, który opierał się na realizmie. Przyzwyczailiśmy się, że pociski omijają Scotta i Stonebridge’a, nawet jeśli nie ma to najmniejszego sensu, a oni prawie zawsze trafiają w swój cel. Fani więc szybko wybaczą zwrot akcji polegający na tym, że brytyjski ambasador przeżył wybuch bomby z premiery, mimo że praktycznie na niej siedział. Nieważne! Ma być głupiutka jazda bez trzymanki i taką otrzymujemy. Na szczęście mamy tu nie tylko strzelaniny i eksplozje - cała główna intryga zaczyna nabierać rumieńców. Ciekawie rozwija się wątek związany z Koreą Północną i tajną organizacją, która chce za wszelką cenę powstrzymać jakiekolwiek pokojowe pertraktacje tego kraju z Zachodem. Wygląda na to, że zamach z pierwszego odcinka to tylko początek ich planu i szykuje się jakaś grubsza afera. Niczym w serialu „24” okazuje się, że wielki złoczyńca jest nim tylko z pozoru, a za jego plecami stoi ktoś o wiele potężniejszy. Tak oto dochodzimy to pierwszego większego twistu w nowej serii, czyli odkrycia, że żona poszkodowanego dyplomaty jest morderczynią i szpiegiem. Nie był to oczywiście jakiś wielki szok. Twórcy nie byli zbyt subtelni, gdy ostentacyjnie zasugerowali nam, że bogu winna asystentka jest zamieszana w konspirację. Chyba nikt nie dał się na to nabrać. W końcu nie po to zatrudnia się Michelle Yeoh („Wo hu cang long”) w tak wybuchowej i pełnej adrenaliny produkcji, aby grała histeryzującą matkę i żonę. Czekamy z niecierpliwością, aż skopie komuś tyłek.
Fot. Sky One
  Scenarzyści przeprowadzili w tym odcinku kilka ciekawych eksperymentów. Posadzili Stonebridge’a za biurkiem, bo nasz dzielny bohater wybił bark (a nawet w takich serialach potrzeba choć kilku godzin, żeby taką kontuzję wyleczyć), i pozwolili wykazać się innym bohaterom. Locke i Scott to całkiem niezły duet i nie miałbym nic przeciwko, aby dostali jeszcze garść wspólnych scen (choć akcja z koparką była ciut przesadnie absurdalna). Swoje 5 minut dostały też panie, Richmond i Martinez również dały czadu. W drugiej połowie epizodu wróciliśmy do status quo i Michael z Damienem wspinali się po balkonach opuszczonego wieżowca, aby dotrzeć do złego bossa. Naprawdę, tyle już się działo w tych początkowych odsłonach, że zaczynam się poważnie zastanawiać, na jakie szalone pomysły twórcy wpadli w pozostałych ośmiu. Trochę mi żal, że tak szybko pozbyto się McQueena (Max Beesley). Miał facet charyzmę i fajny sposób bycia. Jednak pewnie takich wyrazistych postaci zobaczymy tu jeszcze kilka i trzeba było zrobić dla nich miejsce. To samo tyczy się syna Scotta, który leci do Tajlandii spotkać się z ojcem. Skłamałbym, gdybym napisał, że podoba mi się ten wątek, bo na pierwszy rzut oka pachnie to zbuntowanym i irytującym nastolatkiem oraz scenami rodem z opery mydlanej. Jednak miejmy nadzieję, że wśród burzy pocisków i wybuchów nie będzie na to czasu. Przekonamy się już niebawem, co z tego wyjdzie. Czytaj również: „24 godziny”: Kiefer Sutherland opowiada o kontynuacji serialuStrike Back” świetnie rozpoczęła swój ostatni sezon i wszystko wskazuje na to, że emocje nie opadną aż do wielkiego finału. Fantastyczna zabawa.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj