Dotkliwy jest los posiadacza nowej konsoli, który ciągle narzeka na brak nowych gier. Pustkę na rynku wydawniczym wypełniają mniejsze, niezależne studia, takie jak Born Ready Games, i ich debiutancka produkcja o nazwie "Strike Suit Zero". Gra w oryginale wydana została ponad rok temu na PC, PS3 oraz X360 i przyjęta została całkiem nieźle jak na tak niewielki projekt. Recenzowana wersja - "Director’s Cut" - to tytuł przygotowywany na konsole nowej generacji, który cechuje się m.in. ulepszoną względem pierwowzoru grafiką. Z pozoru malutka gra, o której wielu z Was usłyszy dopiero dziś przy okazji czytania tego tekstu, okazuje się być powiewem świeżości na rynku - choćby dzięki gatunkowi, który ostatnio przez developerów omijany jest szerokim łukiem.

Mimo że Strike Suit Zero: Director's Cut nie jest tytułem z kategorii tych największych (AAA), to już na samym początku zaciekawia gracza wprowadzeniem fabularnym. W formie długiej cutscenki poznajemy kulisy konfliktu, który ma miejsce w roku 2299. Ludzkość postanowiła podbić kosmos i założyć w przestrzeni kosmicznej kolonie, które szybko stały się niezależne. Różnica zdań doprowadziła do konfliktów, a te z kolei do wojny, w której kolonie chcą zniszczyć planetę będącą niedawno ich domem. W samym środku wydarzeń znajduje się gracz, pilot służący U.N.E. (United Nations of Earth), który musi zrobić wszystko, by plan kolonistów się nie powiódł.

Bez przesadnie długich wstępów, po krótkiej chwili zasiadamy za sterami pierwszego statku kosmicznego. Misja szkoleniowa szybko udowadnia, że w Strike Suit Zero: Director's Cut nie będziemy mieć do czynienia ze skomplikowanym symulatorem dla hardkorowców. Produkcja Born Ready Games to przede wszystkim gra zręcznościowa, w której pilotowanie sprawia ogromną frajdę. Rozgrywka jest stosunkowo szybka i dynamiczna, gdy przychodzi nam walczyć z wieloma przeciwnikami na raz. Co istotne, w kilkunastu przygotowanych misjach znajduje się również czas na fragmenty spokojniejsze, toczące się z dala od wielkich bitew kosmicznych. Pozwalają one bliżej zapoznać się ze wszystkimi funkcjami nie tylko statków myśliwskich, ale przede wszystkim tytułowego Strike Suita, czyli kosmicznego prototypu, który ma przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść.

Strike Suit to najważniejszy bohater całej gry, i to nie tylko dlatego, że pilot, w którego się wcielamy, praktycznie się nie odzywa. W briefingach misji i już podczas samej rozgrywki poznajemy fabularny rozwój wydarzeń i historię, która toczy się gdzieś w oddali, dając do zrozumienia, że jesteśmy tylko jednym z wielu w tej gwiezdnej batalii o przetrwanie. Co ciekawe, decyzje podejmowane podczas misji oraz cele, które uda nam się osiągnąć, prowadzą do jednego z kilku przygotowanych przez twórców zakończeń. W stosunku do wydanego rok temu pierwowzoru kampania została przemodelowana - i są to zmiany na plus. Dzięki nowym rozwiązaniom znacznie szybciej możemy zasiąść za sterami Strike Suita, a sam rozwój fabuły jest bardziej płynny i dopracowany. Nie brakuje zaskakujących twistów i momentów, w których nagle stawiane są przed nami dodatkowe cele, zależne od sytuacji w przestrzeni kosmicznej.

Przyznaję, że sterowanie tytułowym Strike Suitem nie należy do najłatwiejszych. Tłumaczyć można to tym, że w przestrzeni kosmicznej kluczowe jest szybkie poruszanie się (w formie myśliwca). Zmiana w mecha sprawia, że otrzymujemy do dyspozycji maszynę o potężnej sile ognia, potrafiącą rozprawić się z kilkoma przeciwnikami na raz. Jednocześnie jesteśmy też znacznie mniej mobilni. Przeistoczenie się w mecha nie następuje natychmiast. Do transformacji potrzeba energii Flux, którą zdobywamy, pozbywając się wrogów. Wypełnienie paska do maksimum udostępnia możliwość walki mechem, ale jest ona ograniczona i trwa tylko przez określony czas. Podczas rozgrywki kluczowe jest więc korzystanie z atutów obu form naszego statku kosmicznego w określonych momentach.

Warto dodać, że sterowanie mechem również nie jest łatwe. Potrzeba kilkudziesięciu minut treningu, by opanować pełen układ przycisków na padzie i rozprawiać się z przeciwnikiem bez większej irytacji. Forma mecha sprawia, że mamy do dyspozycji potężną siłę ognia, ale też trudniej unikać nam pocisków, ponieważ nie jesteśmy w stanie odpalić impulsu elektromagnetycznego mylącego rakiety wroga. Twórcy chwalą się, że zmodyfikowali budowę poszczególnych misji, dodając do nich punkty kontrolne (co rzekomo ma ułatwić opanowanie sterowania Strike Suitem). Z każdą misją poziom trudności rośnie, a na tak dużym terenie (przestrzeń kosmiczna) łatwo się zgubić i tak naprawdę zapomnieć o naszym celu, którym była ochrona danego obiektu czy też innego statku.

Mimo że Strike Suit Zero: Director's Cut to gra tworzona przez niezależne studio, z szacunkiem wypadało podejść do oprawy audiowizualnej produkcji. W tego typu grach, których akcja dzieje się w przestrzeni kosmicznej, grafika odgrywa duże znaczenie, a w tym przypadku faktycznie momentami aż prosi się o wciskanie Share na padzie. Jasne, można przyczepić się do nieco rozczarowujących modeli statków i obiektów "zawieszonych" w przestrzeni kosmicznej, ale oprawa wizualna wypada przyzwoicie jak na grę robioną za małe pieniądze.

Znakomicie za to ocenić należy warstwę audio. Podczas gry w Strike Suit Zero: Director's Cut wielokrotnie na myśl przychodziły mi kosmiczne bitwy z Battlestar Galactica. Bear McCreary i jego muzyka sprawiały, że "BSG" zyskiwało na jakości i nabierało jeszcze lepszego smaku. W produkcji Born Ready Games czuć wyraźne inspiracje pracą kompozytora serialowego hitu stacji Syfy. Nie brakuje charakterystycznych kobiecych wokali, dynamicznych bębnów i utworów, które idealnie pasują do tego, co właśnie dzieje się na ekranie. Paul Ruskay (twórca muzyki do serii "Homeworld") kolejny raz odwalił kawał świetnej roboty.

Strike Suit Zero: Director's Cut rozprowadzane jest na PlayStation 4 cyfrowo i już dziś możecie je kupić za około siedem dych. Dla graczy lubiących produkcje rozgrywające się w kosmosie oraz sterowanie statkiem kosmicznym lub mechem projekt autorstwa Born Ready Games to pozycja obowiązkowa, zwłaszcza że na rynku produkcji przeznaczonych na nową konsolę Sony dzieje się niewiele. "Strike Suit Zero" to po prostu dobra gra - nie tylko dlatego, że w swoim gatunku nie ma obecnie żadnej konkurencji. 

PLUSY:
+ bitwy w kosmosie,
+ zręcznościowy model rozgrywki,
+ świetny pomysł z mechem w przestrzeni kosmicznej,
+ przyzwoita oprawa wizualna,
+ znakomita muzyka.

MINUSY:
- brak wyrazistego głównego bohatera,
- poziom trudności (momentami).

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj