Jestem święcie przekonany, że Król tygrysów, nowy serial dokumentalny od platformy Netflix, stanie się Waszym orężem w walce o poprawę nastroju w trakcie szalejącej epidemii koronawirusa. Gdy otaczająca nas rzeczywistość jawi się coraz posępniej, dobrze jest od czasu do czasu pozwolić sobie na eskapizm i uciec od natłoku złych informacji. Możliwości wydają się nieograniczone: memy, dowcipy, jeszcze jeden seans tej czy innej absurdalnej komedii. Sęk w tym, że na tle Króla tygrysów wszystkie te zabiegi przypominają jedynie półśrodki. Netfliksowa seria oferuje nam bowiem przenosiny w świat tyleż groteskowy, co aż do bólu prawdziwy. Na ekranie uświadczycie istny korowód dziwadeł - to prawdopodobnie najlepiej napisana przez samo życie armia ekscentrycznych bohaterów, tak różnych, a jednak wzajemnie się dopełniających. Cały ten ufundowany na paradoksach dokument przywołuje na myśl nieustanne ścieranie się opozycji, fascynacji i odrazy, pasji i ekonomicznych kalkulacji, dobra i zła, moralności i zwierzęcych instynktów. Mówiąc obrazowo: tak pokręconej opowieści nie wymyśliłby nawet David Lynch do spółki z autorami nowej definicji "liczb parzystych". W czasie seansu będziecie się bawić - może nie jak tygrys, ale jak prosię z całą pewnością już tak.  Podczas gdy na wolności żyje niecałe 4 tysiące tygrysów, amerykańscy hodowcy w klatkach rozlokowanych na terenie swoich prywatnych zoo trzymają ich blisko 3 razy tyle. Największą z nich sławę zyskał Joe Exotic (jego nazwisko będzie się zmieniać z prędkością karabinu maszynowego), wydawałoby się typowy przedstawiciel tzw. rednecków z południa USA. Sami wiecie, fryzura na czeskiego piłkarza, nieodłączny wąs, bazarowe koszule, rozmiłowanie w broni jako metafora przedłużenia własnego przyrodzenia. Joe inteligencją co prawda nie grzeszy, ale smykałkę biznesową na pewno posiada. Jego zoo ma więc swój kanał internetowy, w ramach którego Exotic dzieli się ze światem nie tylko przebitkami z kociętami, ale właściwie wszystkim tym, co ślina mu na język przyniesie. Są tam teledyski, których nie powstydziłby się sam Zenek Martyniuk, czy scenki rodzajowe z jego uzależnionym od metamfetaminy partnerem. Protagonista jest przecież zdeklarowanym homoseksualistą, wyjątkowo emocjonalnym. Gdy serduszko nie puka mu aktualnie w rytmie cha-cha, to Joe albo weźmie potrójny ślub, albo zacznie strzelać i rzucać nożem w kierunku manekina Carole Baskin, kobiety, która od dawna jest dla niego tym kimś, kim Batman jest dla Jokera. 
Źródło: Netflix
+5 więcej
Baskin wraz ze swoim obecnym mężem robią wszystko, by zamknąć biznes Exotica - popiera ich PETA i przynajmniej niektórzy z polityków. Problem polega na tym, że widz niemal od początku będzie zdawał sobie sprawę z tego, iż ta jawiąca się jako dobrotliwa hipiska kobieta skrywa jakąś przerażającą tajemnicę. Instynkt nas nie zawiódł... Każdy z 7 odcinków produkcji staje się de facto kroniką walki pomiędzy Joe a Carole, przy czym starcie to odbywa się na przeróżnych, z czasem coraz bardziej zaskakujących polach. Jest tu więc wymiar prawny, polityczny, humanitarny, ale pojawią się także węże wrzucane do skrzynki pocztowej czy wyjaśnienie za pomocą teledysku tego, co stało się z byłym mężem Baskin. Brzmi intrygująco? To dopiero początek. Na drugim planie tej jatki, jak grzyby po deszczu wyrastają postacie z zupełnie innej bajki - mąż wielu żon, hodowca Doc Antle; wspomniany wyżej, mający wyjątkowe problemy z uzębieniem partner Exotica; "biedny bogacz" Jeff Lowe czy nawet kobieta, która wróciła do pracy kilka dni po tym, jak tygrys odgryzł jej rękę. Dla Waszego świętego spokoju śpieszę donieść, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę. Pal licho, że chodzi tu o waśnie pomiędzy kilkoma dziwakami; najbardziej przerażające może być to, że te trupy w szafie, zabijane zwierzęta i podtykane dzieciakom pod twarz kociaki stały się częścią opowieści, która rozgrywała się pod okiem opinii publicznej i amerykańskich polityków - będziecie zdumieni, gdy ci ostatni będą pozować w Kongresie z dostarczonymi przez prywatnych hodowców wielkimi kotami. Wygląda na to, że nawet najdziwniejsza opowieść świata jest pokłosiem funkcjonowania bezdusznego systemu. Ot, człowiek tygrysowi zgotował ten los.  Jeśli w trakcie seansu będziecie próbowali odpowiedzieć sobie na pytanie o to, kto tu, do licha, jest dobry, a kto zły, to takie podejście grozi przepaleniem zwojów mózgowych. Najzwyczajniej w świecie musicie dać się ponieść tej historii, usadawiając się gdzieś pomiędzy wiarą a kompletnym zwątpieniem w prezentowane wydarzenia. Autorzy produkcji po mistrzowsku wykorzystują bowiem wszystkie dobrodziejstwa narracji przepełnionej nieustannymi zwrotami akcji - liczba twistów jest tak duża, że w finałowych odcinkach nawet ułożenie tygrysiego niemowlaka w kocyku wydaje się mieć znaczenie. Twórcy produkcji systematycznie wciągają nas w pułapkę, igrając z naszymi daremnymi próbami przetworzenia fragmentów tej opowieści. Na każdą humorystyczną ekspozycję przypadają tu więc dwie dawki mroku, ale przecież koniec końców ta historia to fabularny samograj. W jednym wielkim garze rzeczywistości mieszają się takie kategorie jak amerykański sen, prawa zwierząt, definicja wolności, socjologiczna obserwacja i jeszcze studium psychologiczne jednostki. Mikstura wybuchowa, która widzowi da rozrywkę, a bohaterów zabierze w stronę pokoju bez klamek. 
fot. Netflix
Trudno znaleźć właściwe słowa do opisu oryginalności protagonistów; gdyby tworzone przez Waltera White'a kryształki i zespół Bayer Full zaszli ze sobą w ciążę, ich dzieckiem byłby właśnie Joe Exotic. Prawdopodobnie nie ma przypadku w tym, że na świat przyszedł on w latach 60.; Matka Ziemia w tamtym czasie musiała się sztachnąć niedozwolonymi specyfikami razem z przedstawicielami dzieci kwiatów i spłodzić swojego syna, który 5 dekad później postanowił kandydować na urząd prezydenta najpotężniejszego kraju na naszej planecie (!). Exotic i cała ta ekscentryczna armada to postacie wytłoczone w narcystycznych pragnieniach i fałszywym pojmowaniu wolności; przepełnieni megalomanią dziwacy zrobią absolutnie wszystko, by tylko uzupełnić swoją sakiewkę. Każdy z nich tworzy wokół siebie coś na kształt sekty, poświęcając przy okazji miłość, przyjaźń, rodzinę, ludzkie życie, nie mówiąc już o traktowanych tu jak świnki-skarbonki wielkich kotach. To właśnie dzięki postawom bohaterów serial zdaje się sprawdzać, co czeka na nas za społeczno-kulturową ścianą. Cywilizacja, jak się wydaje, dociera tu tylko partiami. Dżungla musi się rządzić swoimi prawami.  Paradoksalne jest to, że elektryzujący Król tygrysów oferuje widzowi osobliwe katharsis – nawet w tym przetrąconym świecie każdy z nas jest w stanie dostrzec choć cząstkę siebie. Dokument Netfliksa gdzieś na najgłębszym poziomie staje się metaforą naszej obserwacji największego z wielkich kotów; to doświadczenie tyleż egzotyczne, co podszyte wszechogarniającą tajemnicą i poczuciem strachu. Znajdziemy tu ślady satyry i rozrywkę pełną gębą, jednak kilka dni po zakończeniu tej ekranowej przygody zdamy sobie sprawę, że kryło się za tym coś znacznie większego. Uzależniająca opowieść o człowieku? Alegoryczne badanie kondycji współczesnych Stanów Zjednoczonych? Jedyne w swoim rodzaju studium najdziwniejszych ludzkich przypadków? Powiedziałbym dziś raczej, że w pierwszej kolejności idzie o odprysk cywilizacji, który postanowił rzucić wyzwanie przyrodzie i tym samym całej Matce Ziemi. Doskonale wiecie, jaki był wynik tego starcia. Jakże to przerażające. Jakże to pokrzepiające... 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj