Długo wyczekiwany przez fanów serii finał nareszcie ujrzał światło dzienne. Czy jednak warto było czekać, aby poznać zakończenie historii Aelin i jej towarzyszy?
Sarah J. Maas to amerykańska pisarka fantasy, która swoje powieści tworzy w oparciu o klasyczne baśni, takie jak Piękna i Bestia czy Kopciuszek. Na swoim koncie ma serię
Dwór cierni i róż.
Królestwo popiołów to finałowy tom innej popularnej serii
Szklany tron.
To już ostatnia potyczka Aelin, Chaola i Doriana z siłami ciemności. Podczas gdy cały świat pogrążony jest w wojnie i próbuje stawić czoło mrocznej armii Erwana, ich Ognista Królowa jest więziona przez Maeve. Czy uda jej się wydostać z niewoli i wesprzeć przyjaciół w ostatecznej walce ze złem? Nici przeznaczenia splotą się na północy – w legendarnym Orynthcie. Tylko czy wszyscy bohaterowie zdążą na czas?
Początek
Królestwa popiołów nie zwiastuje epickiego finału tej serii. Załoga Aelin jest rozproszona po świecie. Kolejne rozdziały pokazują, z czym aktualnie się zmagają, jak po raz kolejny próbują pozyskać sprzymierzeńców w walce z mroczną armią Morath. Część z nich stara się również utrzymać kruche sojusze, które udało się zawiązać w poprzednich częściach. Niestety, ale momentami wszystko to wygląda jak powtórka z
Imperium burz. W tym samym czasie Rowan wraz ze swoją drużyną próbuje odszukać porwaną przez Meave towarzyszkę życia, a wszystko przeplatane jest kolejnymi opisami tortur, których doświadcza Ognista Królowa.
Akcja od początku nie ma zawrotnego tempa, a do tego autorka nie zapomniała również poświęcić miejsca dramatom uczuciowym, które rozgrywają się w życiu poszczególnych bohaterów. Skłóceni ze sobą Aedion i Lysandra oraz Elide i Lorcan jeszcze bardziej spowalniają wydarzenia swoimi niekończącymi się sprzeczkami. Czasem zdaje się, że zapominają o zagrożeniu, które nad nimi wisi i pogrążają się w miłosnych rozterkach.
Pierwsza połowa
Królestwa popiołów wieje nudą i jest mało dynamiczna. Na szczęście później autorka przypomniała sobie, że umie tworzyć całkiem wciągające sceny bitewne. Opisy poszczególnych bitew, wojsk zapierają dech w piersiach. Krew się leje, a trup pada gęsto. Jedyne co można zarzucić to, to że śmierć zdaje się omijać głównych bohaterów. Chociaż wyeliminowanie niektórych z nich może być dla czytelników zaskoczeniem.
I o ile poszczególne potyczki oraz bitwa pod Orynthem są dramatyczne, pełne akcji i mogą usatysfakcjonować czytelnika, to nie można tego samego powiedzieć o końcowym starciu Aelin z Meave i Erwanem. Ich spotkanie jest przegadane. Sprawia, że historia przestaje być dynamiczna i w rezultacie czytelnik nie może doczekać się już rozwiązania, gdyż momentami zaczyna robić się nudno.
Maas jak zawsze postawiła na kobiece bohaterki, które również w finale
Szklanego tronu grają pierwsze skrzypce. Zdawać by się mogło, że gdyby nie one, to świat wykreowany przez autorkę dawno by upadł. Lysandra, Elide, Yrene oraz Aelin zawsze w ostatnim momencie wpadają na wyjście z każdej opresji, na polu bitwy walczą do ostatniego tchu. Swoimi fortelami zaskakują przeciwników. Nawet w zamierzeniu groźni wojownicy Fae wypadają przy nich blado.
Królestwo popiołów na swój sposób potrafi zaskoczyć. Niestety w całości zabrakło balansu między akcją a rozwleczoną nudą. Niekiedy zdarzają się dziwaczne fragmenty, które nic nie wnoszą do fabuły, a przerywają wydarzenia w najciekawszych momentach i wprawiają czytelnika w zakłopotanie. Maas starała się podomykać wszystkie wątki, ale zakończenie w niektórych może budzić niedosyt.
Królestwo Popiołów pomimo swoich mankamentów jest dobrym zakończeniem serii. Czytelnik po raz ostatni ma szansę spotkać swoich ulubionych bohaterów, wkręcić się w knute przez nich intrygi i w reszcie na koniec towarzyszyć im w świetnie opisanej bitwie finałowej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h