Kroniki Shannary powróciły po długiej, trwającej aż półtora roku, przerwie. W tym okresie serial został przeniesiony z MTV do stacji Spike, jednakże zmiana ta nie miała większego wpływu, jako iż obie stacje należą do firmy Viacom. Tymczasem najważniejszym pytaniem jest, czy zmiany zostały poczynione przy samej produkcji i czy udało się uniknąć błędów z poprzedniej serii? Sprawdźmy.
Twórcy zaczynają od szybkiego wyjaśnienia cliffhangera z końca pierwszego sezonu. Idą oni w tym aspekcie w odrobinę innym kierunku, niż było to sugerowane wcześniej. Jest to dobre posunięcie, ponieważ oferuje coś innego. Trollami, którzy porwali Eretrię okazali się być ludzie pod dowództwem Cogline’a, prawdopodobnie bliskiego przyjaciela matki dziewczyny. Oferuje on byłej wędrowczyni schronienie oraz możliwość osiedlenia się do czasu, aż przybędą jej przyjaciele, w celu odszukania jej. Takim prostym i skutecznym sposobem świat serialu zostaje rozbudowany.
Aby mieć większe pole do popisu, scenarzyści postanowili zastosować przeskok w czasie o jeden rok. Dzięki temu bez problemu mogli rozmieścić znane postaci w nowych środowiskach, bez większych konsekwencji oraz sprawniej zbudować nowe wątki. Sprawdza się to dobrze, choć ciężko ustrzec się wrażeniu, iż dostajemy powtórkę z rozrywki. Większość wątków łudząco przypomina te z pierwszego sezonu, jednak warto mieć nadzieję, iż w kolejnych odcinkach przekonamy się, że drzemiący w tym potencjał został w pełni wykorzystany, a twórcy mają w zanadrzu wiele nowych pomysłów.
Wil został uczniem gnomów i funkcjonuje teraz jako uzdrowiciel. Całkowicie porzucił swoją misję ochrony Czterech Krain oraz swoje pochodzenie. Po utracie ukochanej jest zagubiony i nie potrafi być sobą, nie radzi sobie z tym wszystkim. A przynajmniej tak twórcy nam sugerują dialogami, ponieważ zachowanie bohatera i pozostałe aspekty wcale tego nie pokazują. Jest to rozegrane naprawdę słabo i w pełni oparte na utartych schematach, nie zaskakując nawet na chwilę. Z dokładnością możemy przewidzieć, jak to się dalej potoczy. Główny bohater nie zmienił się ani trochę (poza kwestią skrócenia włosów) i nadal jest nijaki, bez wyrazistego charakteru czy celu. Miejmy nadzieję, że spotkanie z Mareth wprowadzi świeżość w wątek Wila i poprowadzi go na nowe ścieżki, które pozytywnie zaskoczą.
W przypadku Eretrii twórcy również serwują nam utarte klisze. Ukrywanie przez Cogline’a faktu, iż Wil próbował odnaleźć bohaterkę, nakłanianie jej do porzucenia przeszłości i tak dalej. Nie działa to zbyt dobrze, ponieważ nie potrafi zaciekawić widza. Dodatkowo już na samym początku jesteśmy w stanie przewidzieć zakończenie tego wątku. Jedyną różnicą w porównaniu z wątkiem Wila, jest fakt, że Eretria nadal jest intrygującą postacią i jej osoba przykuwa uwagę, więc wątek ten jakoś się broni. Jeżeli w kolejnych epizodach twórcy odejdą od klisz i nie będą brnęli po linii najmniejszego oporu, to możemy dostać tutaj coś naprawdę interesującego.
Premiera drugiego sezonu potwierdza to, co już można było dostrzec w pierwszym sezonie. Uczynienie z Bandona przeciwnika na obecną serię było złym posunięciem. Ze względów fabularnych było to rozsądne i ciekawe zagranie, jednakże problem leży po stronie aktora. Marcus Vanco w swojej roli nie jest ani trochę przekonywujący. Nie pasuje on do bezwzględnego zabójcy, który nie cofnie się przed niczym. Brak mu charyzmy, przez co nie wzbudza zagrożenia swoją postacią. Znacznie ciekawiej prezentują się Widma Mord, które przyzywa. Miejmy nadzieję, że zejdzie on na drugi plan, a wspominany Czarnoksiężnik odrodzi się szybciej, niż można się spodziewać.
Bardzo pozytywnie wypada za to przedstawienie nowych postaci. Mamy więc wcześniej wspomnianą Mareth (Malese Jow), która pojawia się w obozowisku gnomów szukając pomocy medycznej. Szybko jednak okazuje się, iż ma inne intencje. Wypada ona naturalnie i potrafi wzbudzić sympatię u widza. Jej wyznanie, iż jest córką Allanona, może zaowocować ciekawymi zwrotami akcji w najbliższych odcinkach. Podobnie sprawy mają się z Coglinem. Jest on mocno zainteresowany technologią Starego Świata, ale również zna się na obecnej teraz magii. Nie do końca jasne są jego intencje i nie wiadomo czy kieruje on się dobrem Eretrii, tak jak obiecał to jej matce wiele lat temu, czy może ma w tym jakiś własny ukryty cel. Bez względu na to jaką drogę twórcy obiorą, istnieje tutaj potencjał na wykreowanie bardzo ciekawego bohatera.
Dalej mamy Lyrię, która mieszka w obozie Cogline’a. Nawiązuje ona romantyczną relację z Eretrią i w sumie poza tym niewiele można o niej powiedzieć. Nie jest ona zbytnio eksploatowana w tym odcinku, niemniej jednak wypada całkiem dobrze. Jeżeli twórcy mają pomysł na jakąś większą rolę dla niej, poza byciem obiektem uczuć swojej partnerki, to jej wątek będzie mógł zainteresować. Na koniec mamy jeszcze Generała Rigę, który należy do Szkarłatnych. Poluje on na osoby praktykujące magię. Zapewne będzie on głównie przeciwnikiem dla króla Andera, ale pewnie i Wilowi przysporzy jeszcze kłopotów. Prezentuje się on przyzwoicie, jak na swoje krótkie pojawienie i wypada o wiele bardziej intrygująco niż Bandon.
Pozytywnie została ukazana również rozbudowa świata przedstawionego. W interesujący sposób komponowane są ze sobą pozostałości po Starym Świecie, z tym nowym pełnym magii. Widać to chociażby w scenie, gdy Cogline wytwarza prąd elektryczny, czy w sekwencji użycia granatu przez Eretrię. Jest to pewnego rodzaju zataczanie koła, ponieważ ludzie ponownie brną w kierunku technologii i wynalazków. Mimo obecności magii, na której jednak nie zawsze można polegać i przychodzi z pewną ceną. W przypadku nauki, nie ponosimy żadnej ceny, co czyni ją bardziej opłacalną.
Strona techniczna serialu nadal stoi na wysokim poziomie. Efekty specjalne prezentują się naprawdę dobrze, pomimo obfitości występowania, z pominięciem kilku niedociągnięć w pewnych scenach. Choreografie walk, których nie było zbyt wiele, są dopracowane i mogą się podobać. Ponownie możemy usłyszeć w tle nowoczesne brzemienia, które w intrygujący sposób łączą się z tym co obserwujemy na ekranie, budując unikalny klimat. Twórcy również potrafią wykorzystać naturalne piękno Nowej Zelandii, gdzie serial był kręcony, czego owocem są przepiękne ujęcia. To najmocniejsza strona serialu.
The Shannara Chronicles w premierze drugiego sezonu nie zaskakują. Nadal oferują powielanie schematów w wielu wątkach, ale z drugiej strony starają się wprowadzać nowe rzeczy, które intrygują. Można mieć problem z niektórymi starymi bohaterami, za to nowo wprowadzone postacie są interesujące i przyciągają uwagę widza. Odcinek ten w głównej mierze ma za zadanie przedstawienie nowych wątków na cały sezon. Jednocześnie funkcjonuje jako pomost z poprzednią serią, domykając niektóre wątki. Tam gdzie serial trzymał dobry poziom do tej pory, robi to nadal i tutaj. Produkcja nadal dostarcza rozrywki na pewnym poziomie, ale oczekiwania są o wiele większe. Miejmy jednak nadzieję, że twórcy wyciągnęli wnioski z popełnionych błędów i zaskoczą nas pozytywnie w kolejnych tygodniach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h