Najnowsza odsłona serialu jest dość nierówna pod względem poziomu. Pierwsza połowa epizodu jest pozbawiona spójności, wiele w niej uproszczeń i skrótów. Natomiast druga jest już dużo lepiej rozpisana, oferuje przemyślaną akcję. Do minusów należy zaliczyć również techniczne aspekty odcinka, głównie efekty specjalne, choć nie tylko, ale o tym później. Z plusów wymienić można to, co dotyczyło także poprzedniego epizodu, czyli rozbudowanie świata oraz wprowadzenie nowych bohaterów. Tym razem scenarzyści przeszli samych siebie, opierając się głównie na utartych schematach. Niemal każdy wątek tego odcinka był wzorowany na jakiejś kliszy. Najgorsze jednak jest to, że twórcy ani odrobinę nie starają się tego urozmaicić, wprowadzić elementów świeżości w to, co widzieliśmy już dziesiątki razy w innych produkcjach czy zaskoczyć widza nieoczekiwanym zwrotem akcji. Niestety, wygląda na to, że wnioski z popełnionych błędów - przy tworzeniu pierwszego sezonu - nie zostały wyciągnięte, a zatem w kolejnych odcinkach można spodziewać się podobnego poziomu. W przypadku Wila twórcy nie robią nic, by choć na chwilę wzbudzić w widzach ciekawość, jak dalej potoczy się jego wątek. Mało tego, wszystko, co dzieje się na ekranie tylko utwierdza w przekonaniu, że nasze przypuszczenia są właściwe. Powoduje to całkowity brak zainteresowania tym wątkiem. Nie pomaga również sam bohater, który jest  mało ciekawy i nie przykuwa uwagi. Został wykorzystany również motyw, gdzie główny protagonista nie chce swoich wyjątkowych mocy i desperacko robi wszystko, by wieść normalne życie, po czym i tak zostaje zmuszony do wykorzystania swojej potęgi w obronie swoich bliskich. Jest to dość oklepany schemat, dlatego mogłoby się wydawać, że będziemy mieli tutaj do czynienia, choć ze szczątkową inwencją twórczą i elementami, które go uatrakcyjnią. Nic bardziej mylnego. Podobnie rozwijany jest również wątek króla Andera. Nie ma tutaj nic innowacyjnego, co choćby w najmniejszym stopniu potrafiło zaskoczyć. Z tego powodu wątek objawia się nudą i przewidywalnością na każdym kroku. Kolejnym czynnikiem, który działa tutaj na niekorzyść jest naiwność bohaterów. Twórcy od samego początku sugerują nam, iż królowa Tamlin zawsze ukrywa jakieś cele, co można usłyszeć z ust Allanona. To jednak nie przeszkadza w tym, aby przywódca elfów postępował dokładnie tak, jak królowa tego oczekuje i nie poddawał jej oferty pod wątpliwość. Wygląda to tak, jakby słowa druida zostały przez niedoświadczonego króla całkowicie zignorowane, jakby tamta scena w ogóle nie miała miejsca. Zaznacza on jedynie, że nie przystanie na takie warunki sojuszu. Jednak takie postanowienia nie są podyktowane zdrowym rozsądkiem i racjonalnym myśleniem - wynikają z pobudek miłosnych - ale twórcy bardzo szybko znaleźli na to sposób. Tym razem nawet wątek Eretrii rozwijany jest przewidywalnie. Mimo to wypada najlepiej. Jest to zasługa bardzo dobrych umiejętności Ivany Baquero, która nadaje takiej charyzmy swojej bohaterce, że wszystkie niedociągnięcia scenariuszowe związane z jej postacią przestają być tak zauważalne. Niestety, tego samego nie można powiedzieć o Allanonie, który został zepchnięty na drugi plan i funkcjonuje obecnie jako doradca. Talent aktora Manu Bennetta jest tutaj ewidentnie marnowany - twórcy nie mają pomysłu, jak rozwinąć bohatera i nadać mu znaczenia. Nadal ciekawie wypadają nowe postaci. Mareth w duecie z Wilem prezentuje się o wiele bardziej interesująco od ostatniego członka rodu Shannary. Widać, że Malese Jow w swojej roli czuje się swobodnie, a dzięki temu na ekranie wypada autentycznie. Póki co jest na nią jakiś pomysł, który się sprawdza i jest konsekwentnie realizowany. Jednak poczekajmy, w jakim kierunku rozwinie się ten wątek w kolejnych odcinkach. W przypadku generała Rigi ciężko wyrokować, ponieważ dostaje stosunkowo mało czasu ekranowego. Na razie wypada przyzwoicie, jednak na szerszą ocenę trzeba będzie poczekać do jego kolejnych występów. Do plusów można zaliczyć również za ponowne rozbudowywanie mitologii serialu oraz przedstawianie nowych lokacji. Pałac królowej Tamlin wypada intrygująco zarówno pod względem kulturowym jak i wizualnym (choć nie do końca). Tutaj pojawia się druga strona medalu, a mianowicie wcześniej wspomniana strona techniczna. W poprzednim epizodzie efekty specjalne stały na przyzwoitym poziomie, jednak tym razem miejscami wygląda to wręcz tragicznie. Chociażby wspomniany pałac, którego sam zamysł jest niezwykle ciekawy, ale wykonanie i ilość efektów komputerowych przytłacza. Sztuczność wylewa się z ekranu i razi w oczy. Niestety, nie jest to jedyna scena, w której jest to zauważalne. Dodatkowo można zauważyć dziwną pracę kamery, która w poszczególnych ujęciach powoduje odczucie oglądania najtańszej produkcji akcji z elementami fantasy. Ostatecznie można się również przyczepić do choreografii walk. Nie było ich zbyt wiele w tym odcinku, jednak nie da się ukryć, że stały na niskim poziomie, a twórcy poprzez chaotyczne prowadzenie kamery oraz krótkie ujęcia starali się je zamaskować.
Nie ulega wątpliwości, że drugi odcinek tego sezonu The Shannara Chronicles obniża loty. Zbyt wiele rzeczy tutaj nie gra i stoi na niskim poziomie. Twórcy często opierają się na schematach, powodując, że całość jest mało przystępna dla widza i po prostu nudna. Większość aktorów stara się prezentować jak najlepiej, a przynajmniej tam gdzie mogą. Zauważalna jest również degresja w wizualnym aspekcie, co jest kolejnym czynnikiem negatywnym. Nie wróży to dobrze na kolejne odcinki. Szkoda, ponieważ jest to niezwykle ciekawy świat, zasługujący na właściwe opowiadanie historii w nim zawartych.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj