W 9 roku n.e. rozegrała się zaskakująca bitwa. Otóż niepokonani i silni Rzymianie zostali zniszczeni przez lekceważone plemiona germańskie. Jednak wojnę w Lesie Teutoburskim przeżył jeden mężczyzna. Felix, bo tak został nazwany, zostaje wcielony do legiony, aby wraz z innymi walczyć z plugawymi Germanami. Nie pamięta on, skąd wziął się w tym lesie oraz jaka jest jego przeszłość. Blood Forest należy podzielić na pół. Pierwsza część jest o wiele gorsza od tej drugiej, mimo iż zapowiada się całkiem nieźle. Jest tak przede wszystkim dlatego, że to na początku poznajemy wszystkich bohaterów, z których każdy ma swoje przezwisko. A postaci jest na tyle dużo, że ułożenie sobie tego w głowie i przydzielenie do każdego chociaż kilku cech, jest męczące i wprowadzające mętlik w głowie. Poza tym do tej około 200 strony bohaterowie tak naprawdę tylko przenoszą się z jednego miejsca na drugi. Są tam czasem jakieś drobne walki, które choć trochę przyśpieszają akcję i podnoszą emocje, niemniej jest ich na tyle mało, że i tak można być po prostu znużonym. W drugiej części natomiast dzieje się o wiele więcej. Akcja nabiera rozpędu, znamy już dobrze bohaterów i do niektórych nawet już się przywiązujemy, a to bardziej angażuje nas w historię, gdyż zależy nam na tym, aby oni przeżyli. Jeśli w książce pojawia się wojna, to trzeba liczyć się z tym, że będzie dużo przemocy. Nie jest to na pewno książka odpowiednia dla ludzi o słabych nerwach, ponieważ co jakiś czas ludzie są zabijani, a ich wnętrzności wylewają się na trawę. Opisy ich śmierci nie są jakoś bardzo szczegółowe, jednakże łatwo można sobie wyobrazić, jak wygląda mężczyzna z otwartym brzuchem i narządami wewnętrznymi uśmiechającymi się w stronę żyjących.
Źródło: Rebis
Pomimo pierwszoosobowej narracji trudno było mi choć trochę polubić głównego bohatera. Teoretycznie ten typ narracji przybliża daną postać i pozwala czytelnikowi utożsamić się z nią. Jednak przez to, że bohater jest bardzo tajemniczy, mało o nim się wie. Nigdy nie byłem na wojnie, tak że trudno jest mi też zrozumieć go, wczuć się w jego sytuację. Jestem osobą, która ma dość liberalny stosunek do wulgaryzmów. Jeśli są one używane w konkretnym celu, nie rażą mnie. Jednakże w tej powieści autor przeszarżował. Bohaterzy tak często posługują się przekleństwami, że straciły one swoją moc. I ja rozumiem, że te „brzydkie wyrazy” używane są po to, aby dać upust emocjom, aby nie doszło do zbędnych rękoczynów. Akceptuję to, że bohaterzy mają specyficzną relację opierającą się na zwracaniu się do siebie ty cipo, ale można było jednak przystopować, a nie rzucać na lewo i prawo „pizdami”, „kutasami” czy „kurwami”.
Poza tym wydaje mi się, że język jest jednak dość współczesny. Bohaterzy posługują się wieloma kolokwializmami (np. kozojebcy) oraz najróżniejszą kombinacją wulgaryzmów. Zdaję sobie sprawę z tego, że w Starożytni Rzymianie posługiwali się przekleństwami, jednak nie były one tak bardzo  różnorodne. To opowieść o męskiej więzi, przyjaźni, która często wystawiana jest na próbę. Przyjaźni tak silnej, że jest się zdolnym do zaryzykowania, aby ocalić kompana. Zabrakło mi w tej książce fabuły. Akcji, która bardziej zaangażowałaby mnie w tę historię. Jest jej zdecydowanie mniej, przez co Krwawy las traci. Gdyby było mniej wędrowania z miejsca na miejsce, mniej bezsensownego gadania i wyżywania się na ofiarach, powieść byłaby atrakcyjniejsza. Pomimo iż nie jestem zadowolony z tego dzieła, z chęcią zapoznam się z kontynuacją, ponieważ mam przeczucie, że będzie ona o wiele lepsza.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj