Zaskakujące jest dla mnie to, że tak wiele czasu w piątym sezonie poświęcono Deweyowi Crowe’owi. Zaskakujące dlatego, że postać ta - wydawać by się mogło, bez wielkiego potencjału - jest umiejętnie eksploatowana przez twórców. Dlatego też pierwszą scenę, jak i cały odcinek ogląda się z zainteresowaniem, zaniepokojeniem i uśmiechem na twarzy w tym samym czasie. Jednak sam bohater jest niczym w porównaniu do całej jego rodziny.

Widać wyraźnie, że klan Crowe’ów to banda degeneratów – nawet kilkunastoletni chłopak stawia się policji, pyskuje i zna wszystkie gierki tutejszych szeryfów. Każdy z członków rodziny jest ostrożny i niebezpieczny zarazem. Niepokojąca w nich jest przede wszystkim ta prostota, brak ogłady czy poczucia humoru, które tak często ratowały bohaterów takich jak Boyd, Wynn czy Raylan przed rozlewem krwi. Darryl oraz reszta się nie patyczkują i zrobią krzywdę każdemu, kto ma z nimi problem.

O ile wątek rodziny Crowe’ów wydaje się najważniejszy w tym sezonie, twórcy szykują jednak coś o wiele większego. Chodzi oczywiście o zainteresowanie Arta śmiercią Nicky’ego Augustine’a, w której palce maczał Raylan. Na razie nie wiemy, jaki cel przyświeca Artowi, ale efekty jego pracy na pewno mogą zaszkodzić głównemu bohaterowi. Zastanawia mnie tylko, czy ten wątek również zostanie rozwinięty i zakończony w tym sezonie, czy może stanie się najważniejszym elementem przyszłorocznej, ostatniej odsłony. Tak czy inaczej, potencjał jest ogromny; brawa dla twórców za umiejętne wykorzystywanie wydarzeń z poprzednich sezonów.

[video-browser playlist="634174" suggest=""]

Jak można się było spodziewać, starcie głównych bohaterów nosi znamiona genialności. Oczywistą perełką jest spotkanie Raylana i Boyda, które okraszone jest cudownym dialogiem. Relacje tych postaci są wykorzystywane w stu procentach i widać, że sami aktorzy uwielbiają grać ze sobą. Z kolei scena w barze Crowe’ów, kiedy następuje starcie z Raylanem, ma już zupełnie inny klimat – jest groźnie, szorstko i nie ma tu miejsca na wymianę uprzejmości (swoją drogą, złoczyńcy w Kentucky naprawdę mają klasę). Już w tym momencie twórcy mogli spuścić bohaterów ze smyczy, na szczęście obeszło się bez masakry. Za to dostajemy zapowiedź starcia między Raylanem a Darrylem, które może okazać się niesamowicie emocjonujące, szczególnie że z odcinka na odcinek kreacja Michaela Rapaporta jest coraz ciekawsza.

Jest lepiej. Justified rusza przed siebie i zapowiada się kolejny świetny sezon. Potencjał jest ogromny, mnogość postaci i wątków może prędzej pomóc niż zaszkodzić, jeśli tylko wszystkie elementy będą ze sobą dobrze zgrane. Mam nadzieję, że twórcy czują zbliżający się koniec serialu i nie będą mieli zamiaru zakończyć kolejnej historii w trzynastu odcinkach, ale jednak spojrzą na historię Raylana Givensa z szerszej perspektywy, dostarczając nam historię (a co za tym idzie - także rozrywkę) na najwyższym poziomie.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj