Krypton to serial, którego bohaterem jest Seg-El, dziadek Supermana, który jest młodym mężczyzną na planecie Krypton. To tylko punkt wyjścia dla historii, w której przede wszystkim ważna jest budowa świata przedstawionego. Z kina i telewizji niewiele wiemy o codzienności na Kryptonie. Raczej były to jakieś ogólniki, a najwięcej szczegółów zdradził film Man of Steel. Jako że współtwórcą serialu jest David S. Goyer, scenarzysta wspomnianego filmu, czuć tutaj podobieństwa. Widać, że twórca korzysta z pomysłów, które wykorzystał w kinowej produkcji, dokłada trochę innych rozwiązań oraz wszystko otacza wizualnym konceptem wyraźnie zainspirowanym Człowiekiem ze stali. Wychodzi to nawet nieźle, bo pozwala lepiej poznać Krypton jako planetę, mieszkańców, ich wierzenia (pojawia się ważny reprezentant zwany Głosem Rao) oraz polityczne machinacje decydujące o tym, jak wygląda społeczność. To ta część serialu, która może się podobać, bo widać tutaj dopracowanie, dobre przemyślenie poszczególnych aspektów oraz niezłe pomysły. Pilot kształtuje nam spójną całość z dobrym potencjałem na więcej. Historia wybrana na pierwszy odcinek serialu jest niestety przeciętna. Dostajemy dużo sztampowych rozwiązań, które mają rzucić Sega na ścieżkę doprowadzającą go do bycia buntownikiem walczącym o planetę i dobre imię rodu El. Twórcy podjęli tutaj szereg decyzji, które są zbyt mocne osadzone w kliszach gatunku, czasem za bardzo kiczowate oraz oparte na mocnych oczywistościach. Dostrzec można zbyt wiele oklepanych i ckliwych zagrań, które mają kształtować bohatera. Coś, co można było zrobić lepiej, ciekawiej i ambitniej. Twórcy postawili zbyt bardzo na prostotę i przeciętną jakość odgrzewania schematów. Moim największym problemem serialu jest niepotrzebne oparcie go na Supermanie. Przez to też cała fabuła traci trochę na znaczeniu, bo nieważny jest Seg czy ratowanie Kryptona. Ważne jest uratowanie planety, by Superman mógł żyć. Tak, jakby twórcy za wszelką cenę chcieli wszystkim na prawo i lewo krzyczeć, że to serial osadzony w jego świecie i opowiada o jego przodkach. A w pilocie jest zbyt wiele nawiązań do niego, czego efektem jest utrata znaczenia bieżącej opowiadanej historii. Postać Adama Strange'a wyglądającego jak Mietek spod monopolowego służy za przypominanie o tym w odcinku, a kolejne nawiązania do Supermana zaczynają powoli męczyć. Oglądając Krypton, powinniśmy skupić się na planecie, nowym bohaterze i  tym, co jest ważne dla historii. To trochę podobna sytuacja jak w początkach Gotham, gdzie Batmana nie było, ale jego "duch" był cały czas obecny. Nie do końca mnie to przekonuje, bo takie zagranie nie jest potrzebne. Widać w tym serialu wizualne inspiracje Człowiekiem ze stali, ale jako że budżet jest o wiele mniejszy, twórcy nie mogą pozwolić sobie na zbyt wiele. Budowa świata pod tym względem jest podzielona na dwa kluczowe aspekty: komputerowy oraz zwyczajny. Ten pierwszy wyraźnie się wyróżnia, bo dostajemy sceny, które mówią nam bardzo bezpośrednio, że oglądamy efekt komputerowy. Nie chodzi o to, że jest zły, bo raz jest lepiej, raz gorzej, ale to nigdy nie przekracza granicy zachowania iluzji. Zabrakło budżetu na jeden dodatkowy krok, by efekt komputerowy przestał być efektem komputerowym. Chociaż jest jedna sekwencja przedstawiająca głównego złoczyńcę Brainiaca, która wykonaniem imponuje i stoi na kinowym poziomie. Krótka scena, ale wyraźnie zależało twórcom, by wyglądała jak najlepiej. Problemem staje się część zwyczajna, bo widać i czuć, że wszystkie sceny są kręcone w studiu ze scenografią. Powstaje takie wrażenie klaustrofobiczne, gdzie ani jedna scena nie jest kręcona w plenerze, a twórcy nie potrafili jakoś tego przeskoczyć. To są detale, do których można się przyzwyczaić, ale na tle wielu innych seriali jednak razi to po oczach. Seg-El grany przez Camerona Cuffe'a jest postacią mało porywającą. Twórcy starają się z niego robić buntownika, który ma szlachetne serce, ale nie boi się pobrudzić rąk, czasem nie do końca zgodnie z prawem. Gdzieś w trakcie pilota czuć, że ta postać nie ma za bardzo serca i osobowości. Na tym etapie główny bohater wydaje się nudny i mało ciekawy. Nawet na tle czarnych charakterów, czyli złego polityka i rodu Zodów (z jakichś przyczyn w tej wersji jest to ród innego koloru skóry, ale z uwagi na proces rozmnażania na Kryptonie i wygląd generała Zoda, jest to w jakiś sposób sensownie). Na tym etapie nie udaje się wprowadzić postaci na tyle interesujących, by przyciągały do historii. Po odcinku nie pozostaje nam w głowie praktycznie nikt, bo zbyt dużo tutaj stereotypów i trochę mdłych postaci, za mało ciekawych osobowości. Nie można odmówić twórcom ambicji, bo oparcie Krypton na polityce, intrygach, społecznych i religijnych konfliktach  oraz na walce o uratowanie planety przed Brainiacem jest czymś, co może zagwarantować dobrą rozrywkę. Pilot nie zachwyca, ale ma potencjał na rozwój. Czuć, że pod względem fabularnym scenarzyści idą za bardzo na łatwiznę. Trudno jednoznacznie ocenić ten serial jako zły czy dobry, bo pilot jest zbyt nierówny. Kolejne dwa odcinki powinny dać lepszy pogląd na sytuację.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj