Księga Boby Fetta udowadnia, że twórcy mają świadomość tego, czego oczekują od nich widzowie. Doszliśmy do momentu, gdy sceny retrospekcji powinny w końcu ustąpić pola ciekawszym wydarzeniom w teraźniejszości. Tak też się dzieje, za co należą się duże brawa! W tym momencie przeciąganie opowieści z przeszłości nie byłoby wskazane. Retrospekcje w nowym odcinku to zaledwie kilka krótkich, zaskakujących (niekoniecznie pozytywnie) scen. Fakt, że gang zniszczył wioskę Tuskenów zaledwie chwilę po tym, jak Boba stał się jednym z nich, jest niespodzianką generującą odpowiednie emocje. Jednocześnie wprowadzenie takiego motywu po fascynującym odcinku wydaje się nietrafione, a wręcz błędne. Nie da się ukryć, że jest w tym coś poruszającego i zarazem niewiarygodnie ważnego dla kolejnego etapu przemiany Boby. Sceny z przeszłości mają wyjaśnić widzom, dlaczego Fett chce zmienić profesję z łowcy nagród na szefa organizacji przestępczej. Te wydarzenia z sugestywnym nawiązaniem do ataku gangu na farmera wilgoci pokazują jego reakcję na niesprawiedliwość. To stąd wzięła się jego chęć rządzenia - szacunkiem, nie strachem. Świetny kierunek rozwoju bohatera! Widzimy, jak te wątki z retrospekcji i teraźniejszości doskonale są ze sobą zgrane. Relacja z Pyke'ami zaowocowała wojną i brakiem dyplomacji. Wiedzą już, kim jest Fett, więc chcą go usunąć. Ba, nawet można spekulować, że to Pyke'owie zabili jego nową rodzinę, nasyłając na niego konkurencję. Te powiązania widać w scenie z gangiem młodocianych przestępców na ścigaczach, których Fett zatrudnia pomimo negatywnych doświadczeń z tego typu zbirami. Ta granica pomiędzy dobrem a złem świetnie jest zobrazowana. Choć podobieństwa się pojawiają, to różnice pomiędzy wydarzeniami mają największe znaczenie.  Doskonałym pomysłem jest fabularne wyjaśnienie nagłego przerwania retrospekcji. Niespodziewany atak Czarnego Krrsantana na Bobę to jedna z najlepszych scen serialu. Robert Rodriguez zawsze czuł akcję. Pierwszy raz widzimy, co tak naprawdę potrafi w boju wojownik Wookiee, bo - powiedzmy sobie szczerze - ani Chewie, ani inne pojawiające się Wookiee na ekranie nigdy nie weszły głęboko w ten motyw, a jedynie zasugerowały ich waleczność. Czarny Krrsantan to gladiator, więc walka z Bobą i jego ludźmi wypada genialnie.  Groźny wygląd Krrsantana to nie przypadek - za tym idziemy moc. Oczywiście, decyzja fabularna o jego uwolnieniu wpisana jest w nowy charakter Boby. Wydaje się to obietnicą, że Krrsantan jeszcze powróci i wiemy po czyjej stronie tym razem stanie. Raczej w tym wątku znany z filmów Dług życia nie będzie obowiązywać, bo nie wyzwolił go z niewoli na takiej zasadzie jak Han Chewiego. To jednak nie zmienia faktu, że Wookiee najpewniej stanie się jego sojusznikiem w wojnie.
fot. Disney+
+14 więcej
Wiemy więc, że to nie Huttowie nasłali zabójców na Fetta. Czy Pyke'owie są za to odpowiedzialni? W scenie, w której Huttowie mówią Fettowi o innym syndykacie, który chce Tatooine dla siebie, pojawia się od razu myśl: Szkarłatny Świt. Pamiętamy z Hana Solo, że był pomiędzy nimi sojusz, więc kto wie? Tym sposobem 3. odcinek  daje potrzebny rozwój wątków z teraźniejszości. Zapowiedź wojny z syndykatem jest obiecująca i ekscytująca. To zwiastuje skupienie się na teraźniejszości i pozostawia mniej czasu na nadal potrzebne retrospekcje. Fett powoli zwiększa swoje szeregi. Nadal nie ma z kim walczyć w takiej wojnie, a przewaga liczebna Pyke'ów  nie pozwoli mu wygrać. Rekrutacja gangu na ścigaczach oraz potencjalny sojusz z Krrsantanem oczywiście wiele zmienia, ale wciąż nie wystarcza. Tutaj retrospekcje mogą okazać się kluczowe dla ewentualnego wykorzystania Ludzi Pustyni, ale po zniszczeniu jego plemienia wydaje się to mało prawdopodobne. W odcinku pojawił się Danny Trejo. Robert Rodriguez zaprosił aktora, z którym często współpracuje. Dał mu niewielką, ale sympatyczną i ważną rolę. Dar Huttów w postaci rancora to po raz kolejny pogłębianie  historii dla tych widzów, którzy z całego uniwersum znają jedynie filmy. Dowiadujemy się, że rancory to nie bezmyślne maszyny do zabijania, ale coś o większym znaczeniu. Sceny z rancorem (notabene świetna animatronika!) pokazują, że relacja Fetta z nowym przyjacielem będzie ważna. Możemy sobie wyobrazić, jak Fett na grzbiecie rancora rusza w bój! To samo w sobie jest czymś niezwykle ekscytującym! Robert Rodriguez na pewno czuje klimat gwiezdnowojennego uniwersum, jednocześnie dodaje do niego coś, czego widzowie jeszcze nie znają. Można zauważyć pewne zgrzyty lub niedopracowania - np. pościg ulicami Mos Espy za śmigaczem lokaja Moka Shaiza. Jest on mało dynamiczny, wolny, nudny i niekoniecznie efektowny. Niezbyt dobrze wprowadza nowe postacie, wśród których młoda dziewczyna wyraźnie się wyróżnia. Decyzja o pokazaniu ich w takiej akcji niekoniecznie może być słuszna. Zwłaszcza że sam pomysł na ukazanie gangu na ścigaczach pozostawia zbyt wiele do życzenia. To jedyna rzecz, która nie sprawia wrażenia, że to Gwiezdne Wojny. Ich wizerunek, kolorystyka, zachowania... Rozumiem, że chciano podkreślić ich młodość, ale wyraźnie coś tutaj nie gra. Księga Boby Fetta tym razem daje to, co serial obiecywał od początku: więcej gangsterskiego świata z obietnicą na więcej. To taki odcinek przejściowy, który więcej zapowiada, niż sam w sobie dostarcza. Star Wars w wykonaniu Roberta Rodrigueza nie do końca się sprawdza. W premierze serialu były też takie momenty.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj