Kung Fu całkiem solidnie stara się szukać równowagi pomiędzy różnymi wątkami. Twórcy na szczęście wyszli z potencjalnego schematu rzucającego Nicky do pomagania losowym ludziom, na rzecz bardziej naturalnego eksponowania jej umiejętności w fabule. Na trzy odcinki trudno mówić o powielaniu schematów, gdy raz jest to poboczny wątek, dwa główna historia poszukiwania mitycznych broni, a trzy zupełnie inna fabuła poboczna mająca znaczenie społeczno-polityczne. To w jakiś sposób pokazuje, że twórcy serialu mają ambicję, pomysł i jakoś potrafią to z sensem połączyć.  Problemem staje się bardziej jakość wątków, które nie zawsze są na poziomie wspomnianych ambicji. Historia firmy odzieżowej trującej pracowniczkę, kwestia walki z aktywistami czy nawet wspólne poszukiwania prawdy przez Nicky i Henry'ego - to na papierze może wyglądać dobrze, ciekawie i emocjonująco. W praktyce przeważnie wypada to banalnie, czasem gdzieś wyparowuje wydźwięk fabularny danej historii, a relacja Nicky z Henrym staje się do bólu przewidywalna. Wiedząc, jakiej stacji serial oglądamy i mając w pamięci scenę poznania bohaterów, oczywistością jest, że romans to kwestia czasu. Twórcy jednak wprowadzają go w sposób karkołomny, bez poświęcenia czasu na budowę uczucia i pogłębianie relacji.  Za szybko, zbyt powierzchownie i nieprzekonująco - zwłaszcza że cały romans został połączony z podejrzeniami o szemraną przeszłość Henry'ego. Ten moment, gdy z miłego człowieka tworzy się sztuczny wizerunek złego chłopca, by potem znów to odwrócić, jest dowodem na brak wizji na rozwój postaci.  Ta relacja sprawdzała się jako przyjaźń i twórcy za bardzo pospieszyli się z romansem, co wpływa na niekorzyść produkcji. 
fot. materiały prasowe
+1 więcej
Serial Kung-Fu sprawdza się w budowie relacji rodzinnych pomiędzy rodzeństwem i rodzicami. Nawet ta historia o nienawiści wobec Azjatów porusza za serce, bo w wykonaniu Tzi Ma i spółki to jest wiarygodne. Problem jednak jest w momencie, gdy twórcy tak się rozochocili w tworzeniu wątków rezonujących z potrzebami społecznymi, że idą o krok za daleko. Cała historia z Black Lives Matter z 5 odcinka pokazuje, jak bardzo jest to wymuszone, sztuczne i okropnie moralizatorskie. Wątek brutalności policji czy ich opieszałości w pracy jest oczywistością po wydarzeniach z 2020 roku, ale tu trzeba mieć coś do powiedzenia w społecznej dyskusji. Twórcy nie mają nic poza oczywistością i wywołującym zażenowanie banałem nawiązującym do "Ja jestem Spartakus" z klasyka kina historycznego. Zamiast dawać do myślenia, twórcy postawili na nudę, oklepane schematy i brak wydźwięku na poziomie emocjonalnym. Jeśli ważny wątek społeczny wywołuje zażenowanie prostotą wykonania, to coś jest nie tak. Inaczej jest z motywem #MeToo w wątku siostry Nicky. Tutaj było to samo ryzyko pójścia na łatwiznę. Zamiast tego postawiono na kameralne nastawienie na emocje w rozmowie sióstr, która poprzez intymny charakter i dobre podejście aktorki, jest w stanie zadziałać lepiej, niż można było oczekiwać. Tak otwarte mówienie o ważnych i aktualnych problemach, bez popadania w moralizatorski ton jak w wątku o BLM, jest ogromnym plusem. Tym bardziej szkoda, że warstwa rozrywkowa Kung Fu w tych odcinkach bardzo kuleje. Walki dobrze wymyślone przez Bretta Chana w praktyce wypadają przeciętnie, a czasem ledwo poprawnie. Aż za bardzo widać, że Olivia Liang nie ma umiejętności, co przekłada się na wolne tempo starć, sztuczność i brak odpowiedniej energii. Co więcej, te odcinki mają bardzo mało akcji jak na serial o Kung Fu, co w ogóle stawia ten tytuł w złym świetle. Dobre sceny akcji przy odpowiednio zrealizowanych historiach dałyby świetną rozrywkę, a tak jest coraz bardziej przeciętne marnowanie potencjału. Główna historia to jest to, co nadaje sens Kung Fu. Poszukiwanie mitycznych broni, zemsta i walka o sprawiedliwość - co chcieć więcej od takiego serialu? To pozwala angażować się i zaciekawić tym, co będzie dalej. Zwłaszcza że pomimo różnych okoliczności twórcy zachowują równowagę pomiędzy tematami. Problem mam z coraz mocniej podkreślanym wątkiem fantasy w postaci magicznych mocy tych broni. Na razie drzemie w tym ryzyko przesady i zbytniego przekombinowania sprzecznego z konwencją. Kung Fu w najnowszych odsłonach rozczarowuje złymi decyzjami fabularnymi oraz kiepskim podkreślaniem rozrywkowego charakteru. Po pierwszych odcinkach zapowiadało się to lepiej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj