Kung Fu: sezon 1, odcinek 3-5 - recenzja
Kolejne odcinki Kung Fu akcentują problemy serialu i jego niedociągnięcia przy jednoczesnym podkreśleniu kilku zalet.
Kolejne odcinki Kung Fu akcentują problemy serialu i jego niedociągnięcia przy jednoczesnym podkreśleniu kilku zalet.
Kung Fu całkiem solidnie stara się szukać równowagi pomiędzy różnymi wątkami. Twórcy na szczęście wyszli z potencjalnego schematu rzucającego Nicky do pomagania losowym ludziom, na rzecz bardziej naturalnego eksponowania jej umiejętności w fabule. Na trzy odcinki trudno mówić o powielaniu schematów, gdy raz jest to poboczny wątek, dwa główna historia poszukiwania mitycznych broni, a trzy zupełnie inna fabuła poboczna mająca znaczenie społeczno-polityczne. To w jakiś sposób pokazuje, że twórcy serialu mają ambicję, pomysł i jakoś potrafią to z sensem połączyć.
Problemem staje się bardziej jakość wątków, które nie zawsze są na poziomie wspomnianych ambicji. Historia firmy odzieżowej trującej pracowniczkę, kwestia walki z aktywistami czy nawet wspólne poszukiwania prawdy przez Nicky i Henry'ego - to na papierze może wyglądać dobrze, ciekawie i emocjonująco. W praktyce przeważnie wypada to banalnie, czasem gdzieś wyparowuje wydźwięk fabularny danej historii, a relacja Nicky z Henrym staje się do bólu przewidywalna. Wiedząc, jakiej stacji serial oglądamy i mając w pamięci scenę poznania bohaterów, oczywistością jest, że romans to kwestia czasu. Twórcy jednak wprowadzają go w sposób karkołomny, bez poświęcenia czasu na budowę uczucia i pogłębianie relacji. Za szybko, zbyt powierzchownie i nieprzekonująco - zwłaszcza że cały romans został połączony z podejrzeniami o szemraną przeszłość Henry'ego. Ten moment, gdy z miłego człowieka tworzy się sztuczny wizerunek złego chłopca, by potem znów to odwrócić, jest dowodem na brak wizji na rozwój postaci. Ta relacja sprawdzała się jako przyjaźń i twórcy za bardzo pospieszyli się z romansem, co wpływa na niekorzyść produkcji.
Serial Kung-Fu sprawdza się w budowie relacji rodzinnych pomiędzy rodzeństwem i rodzicami. Nawet ta historia o nienawiści wobec Azjatów porusza za serce, bo w wykonaniu Tzi Ma i spółki to jest wiarygodne. Problem jednak jest w momencie, gdy twórcy tak się rozochocili w tworzeniu wątków rezonujących z potrzebami społecznymi, że idą o krok za daleko. Cała historia z Black Lives Matter z 5 odcinka pokazuje, jak bardzo jest to wymuszone, sztuczne i okropnie moralizatorskie. Wątek brutalności policji czy ich opieszałości w pracy jest oczywistością po wydarzeniach z 2020 roku, ale tu trzeba mieć coś do powiedzenia w społecznej dyskusji. Twórcy nie mają nic poza oczywistością i wywołującym zażenowanie banałem nawiązującym do "Ja jestem Spartakus" z klasyka kina historycznego. Zamiast dawać do myślenia, twórcy postawili na nudę, oklepane schematy i brak wydźwięku na poziomie emocjonalnym. Jeśli ważny wątek społeczny wywołuje zażenowanie prostotą wykonania, to coś jest nie tak.
Inaczej jest z motywem #MeToo w wątku siostry Nicky. Tutaj było to samo ryzyko pójścia na łatwiznę. Zamiast tego postawiono na kameralne nastawienie na emocje w rozmowie sióstr, która poprzez intymny charakter i dobre podejście aktorki, jest w stanie zadziałać lepiej, niż można było oczekiwać. Tak otwarte mówienie o ważnych i aktualnych problemach, bez popadania w moralizatorski ton jak w wątku o BLM, jest ogromnym plusem.
Tym bardziej szkoda, że warstwa rozrywkowa Kung Fu w tych odcinkach bardzo kuleje. Walki dobrze wymyślone przez Bretta Chana w praktyce wypadają przeciętnie, a czasem ledwo poprawnie. Aż za bardzo widać, że Olivia Liang nie ma umiejętności, co przekłada się na wolne tempo starć, sztuczność i brak odpowiedniej energii. Co więcej, te odcinki mają bardzo mało akcji jak na serial o Kung Fu, co w ogóle stawia ten tytuł w złym świetle. Dobre sceny akcji przy odpowiednio zrealizowanych historiach dałyby świetną rozrywkę, a tak jest coraz bardziej przeciętne marnowanie potencjału.
Główna historia to jest to, co nadaje sens Kung Fu. Poszukiwanie mitycznych broni, zemsta i walka o sprawiedliwość - co chcieć więcej od takiego serialu? To pozwala angażować się i zaciekawić tym, co będzie dalej. Zwłaszcza że pomimo różnych okoliczności twórcy zachowują równowagę pomiędzy tematami. Problem mam z coraz mocniej podkreślanym wątkiem fantasy w postaci magicznych mocy tych broni. Na razie drzemie w tym ryzyko przesady i zbytniego przekombinowania sprzecznego z konwencją.
Kung Fu w najnowszych odsłonach rozczarowuje złymi decyzjami fabularnymi oraz kiepskim podkreślaniem rozrywkowego charakteru. Po pierwszych odcinkach zapowiadało się to lepiej.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat