„L.A. Noire” była jedną z ciekawszych, bardzo oryginalnych produkcji na konsole. Wydana została w maju 2011 roku i zebrała świetne oceny. Nie inaczej jest z wersją PC, która co prawda zanotowała półroczne opóźnienie, ale nie wybrzydzajmy – lepsze to, niż gdyby nowa produkcja Rockstar Games stała się wyłącznym exclusivem na konsole. Dlaczego już na samym początku wspominałem, że to serialowa gra? Styl rozgrywki i bohaterowie w których się wcielamy sprawiają, że „L.A Noire” to niczym „CSI: Kryminalne Zagadki Los Angeles” umiejscowione w latach 40. XX wieku.
Współczesna telewizja coraz częściej sięgają do przeszłości, tworząc seriale pokazujące życie w Ameryce kilkadziesiąt lat temu. Mowa choćby o „Mad Men”, „Boardwalk Empire” i „Pan Am”. Dziwię się jednak, że żadna ze stacji nie wpadła na stworzenie klasycznego dramatu proceduralnego (a te ostatnio są bardzo popularne), który opowiadałby o pracy detektywów w odległych czasach. Bo właśnie o tym opowiada „L.A. Noire”, cofając się ponad 50 lat do roku 1947. Powiecie zapewne, że taka tematyka dla przeciętnego widza może być nudna. Też tak myślałem, ale „L.A. Noire” skutecznie wyprowadziło mnie z błędu. Bowiem jej scenariusz z powodzeniem znalazłby uznanie w każdej, kablowej stacji telewizyjnej w USA.
Już sam początek produkcji sprawia, że ma się wrażenie obcowania z wyjątkowym dziełem. W grę wprowadzani jesteśmy jak w film. Początkowym scenom pokazującym Los Angeles w latach 40. towarzyszy charakterystyczna, jazzowa muzyka oraz narrator. Na ekranie poznajemy nazwiska reżyserów, scenarzystów i producentów wykonawczych. Najważniejszą osobą w produkcji „L.A. Noire” jest Brendan McNamara (pamiętacie jego „The Getaway”, od którego premiery minęło już 10 lat!?), który jest autorem świetnego scenariusza.
[image-browser playlist="606019" suggest=""]©Rockstar Games 2011
Gracz wciela się w Cole’a Phelpsa, który jeszcze niedawno walczył na froncie podczas II wojny światowej. Po jej zakończeniu powrócił do kraju i szukając zajęcia, postanowił wstąpić w szeregi policji. Już na samym początku gry, po zachowaniu głównego bohatera widzimy, że jego ambicje są znacznie większe. Będąc zwyczajnym policjantem z drogówki, zabiera się za śledztwa przeznaczone wyłącznie dla detektywów. Tak też wyglądają pierwsze kroki gracza w „L.A. Noire”. Phelps, ubrany w mundur policjanta, rozwiązuje swoje pierwsze śledztwo i zostaje zauważony przez przełożonych. Szybko więc gracz wskakuje w garnitur detektywa i rozpoczyna swoją pracę w wydziale ulicznym. A stamtąd już niedaleka droga do wydziału zabójstw, narkotykowego i do wydziału związanego z podpaleniami. Gra nie jest jednak klasycznym proceduralem, bo niektóre śledztwa łączą się ze sobą (tak, tak, pojawiają się seryjni mordercy), a także co jakiś czas mamy możliwość oglądania retrospekcji z czasów, gdy Cole był w wojsku.
Sama mechanika gry i przeprowadzanie śledztwa również przypomina seriale w stylu „CSI”. Kiedy dotrzemy na miejsce, zostajemy poinformowani przez policjanta zabezpieczającego okolicę o tym, co się wydarzyło. Reszta zależy już tylko od nas. Oglądamy miejsce zbrodni, szukamy wskazówek, dzięki którym możemy popchnąć śledztwo do przodu. Następnie rozmawiamy ze świadkami, którzy widzieli dane zdarzenie. Przesłuchania to jedna z największych innowacji w grze, o której długo przed premierą było bardzo głośnie. Team Bondi – twórcy gry zastosowali zaawansowaną technologię motion capture odpowiedzialną za ruchy wielu mięśni twarzy człowieka. To dało możliwość perfekcyjnego ukazywania uczuć i emocji, jakie podczas przesłuchania targają podejrzanym. A zadaniem głównego bohatera jest przesłuchiwać tak, by wydobyć za wszelką cenę prawdę. Jest to dość złożony proces, w którym nieraz musimy posługiwać się znalezionymi wcześniej dowodami, tak by wymusić konkretne zeznania. Możemy się też zdawać na intuicję, która jednak rzadko okazuje się skuteczna. Kiedy już uda nam się rozwiązać śledztwo, dochodzi do aresztowania przestępcy. Może ono przebiegać na spokojnie, ale także skończyć się pościgiem po dachach budynków w Los Angeles.
[image-browser playlist="606020" suggest=""]©Rockstar Games 2011
Miasto jest rozbudowane, ale mało zróżnicowane. Poruszamy się po terenach centrum Los Angeles, w którym znajduje się mnóstwo dróg i jeszcze więcej skrzyżowań. Model jazdy jest bardzo zręcznościowy i po pewnym czasie zaczyna irytować. Dlatego też można skorzystać z opcji, która pozwala naszemu partnerowi prowadzić samochód. Wtedy to automatycznie przenosimy się na miejsce. Co warte podkreślenia – wszystkie pytania, miejsca w które się udajemy oraz dowody są zapisywane w notatniku, z którym nie rozstaje się główny bohater. Jest on nieodłącznym narzędziem do prowadzenia wszelkich przesłuchań i kojarzenia faktów.
Aby dodać „L.A. Noire” filmowości, twórcy gry zatrudnili masę aktorów, którzy użyczyli zarówno swojego wizerunku, jak i głosu. Głównego bohatera gra występujący w „Mad Men” Aaron Stanton. Znanych twarzy pojawia się jednak więcej: Michael McGrady („Southland”), Adam Harrington („Dexter”, „The Secret Circle”), Andrew Connolly („Lost”) i w końcu John Noble („Fringe”) to tylko niektóre, znane nazwiska. Dzięki profesjonalnym aktorom dialogi stoją na najwyższym poziomie. Warto zaznaczyć, że gra nie została przetłumaczona na język polski, a znajomość angielskiego (i to nie tylko podstaw!) przy rozwiązywaniu kolejnych śledztw jest obowiązkowa. Całość oprawy audio zostaje dopieszczona klasyczną muzyką z lat 40., czyli charakterystycznym jazzem, który dodaje dużo powagi do klimatu (jeszcze bardziej mroczny, niż w pierwszej części gry „Mafia”).
[image-browser playlist="606021" suggest=""]©Rockstar Games 2011
Niestety sporo problemów jest związanych z graficzną stroną „L.A. Noire”. Okazało się bowiem, że gra w dużej części jest zwykłym portem z konsoli, zupełnie nieprzystosowanym do nawet najmocniejszych PCtów. Na szczęście szybko wypuszczona łatka nieco poprawiła sytuację, ale nadal trzeba się posiłkować wpisywaniem rozmaitych komend poprawiających wydajność. Duże brawa należą się z kolei za wydanie wersji „The Complete Edition”, która poza podstawową wersją „L.A. Noire” zawiera też dodatki. Jest to pięć dodatkowych spraw (przechodzi się je w trakcie gry, są wplecione w fabułę), a także nowe garnitury. Dodatkowe śledztwa sprawiają, że łącznie w grze jest ich ponad 20, a to naprawdę solidna liczba. Szczególnie, że z każdą kolejną rozwiązaną sprawą, poziom trudności rośnie, śledztwa są trudniejsze, bardziej skomplikowane i trzeba na nie poświęcić sporo czasu.
Szkoda, że niedługo po premierze australijskie studio Team Bondi zbankrutowało. Stworzyli bardzo ciekawą, oryginalną grę ze świetnym klimatem. Z chęcią obejrzałbym przygody detektywa Cole’a Phelpsa na szklanym ekranie, kto wie, może kiedyś doczekam się serialu o podobnej tematyce?
Ocena: 8/10