La Brea bardzo powoli buduje tajemnicę wokół spektakularnego zdarzenia, do jakiego doszło w Los Angeles. Po czterech odcinkach nadal mało wiemy, bo twórcy nie są zainteresowani udzieleniem choćby szczątkowych odpowiedzi. Tym samym popełniają podobny błąd jak twórcy kultowych Zagubionych. Tajemnica pogania tajemnicę, a odpowiedzi nie ma żadnych. Informacja o cofnięciu się w czasie o tysiące lat to zbyt mało, aby można było pobudzić ciekawość. Wiemy też, że to wydarzenie nie jest odosobnione, i tyle. Ogólniki zaledwie zarysowują powierzchnie tego, co powinno być fundamentem serialu. A tak akcenty rozkładane są na inne elementy (bardziej survivalowe), przez co La Brea wiele traci. Na pierwszy rzut oka to taka wariacja na budowanie tajemnicy à la Lost, ale bardziej to wciąż przypomina Pod kopułą. Ten serial również bardzo chciał trafić do tego samego widza i także w tym aspekcie poniósł sromotną porażkę. Oba tytuły mają też wspólny scenariusz, a bardziej jego brak. Zachowania bohaterów wołają o pomstę do niebios, bo są festiwalem głupot, absurdów i wszelkiej maści idiotyzmów, jakie tylko można sobie wyobrazić. Gdy tylko postacie zaczynają mówić, cały czar pryska, bo dialogi męczą i obrazują problem serialu. Czy to poprzez głupie pytania, fochy (córka jednej postaci ma pretensje do Eve, że ta poszła ratować syna, a nie jej ojca... choć nie znają się, ale takie zachowanie najwyraźniej jest według twórców wiarygodne), czy też stwierdzenia pełne oczywistości. Najgorsze jednak są pytania tak absurdalne, że aż wywołujące zażenowania. W tej nowej sytuacji wszyscy próbują się odnaleźć, więc zadają pytania tylko po to, by usłyszeć odpowiedź: "nie wiem". Nie mówiąc już o absurdalnie niemożliwych dyskusjach o tym, czy przenieśli się w czasie, bo najwyraźniej zielona wyrwa na niebie i atakujący ludzi szablozęby tygrys to za mało dowodów.
+12 więcej
Eve, pilot, który miał ich uratować, oraz cała reszta to postacie nudne i stereotypowe, pozbawione charakteru, ciekawych osobowości czy człowieczeństwa. Pomijając już fakt fatalnego ich zagrania przez większość aktorów (sztuczność i niezręczność wylewa się z ekranu w wielu scenach; szczególnie tych wymagających emocji). Twórcy podchodzą do nich w najbardziej stereotypowy sposób. Mamy choćby scenę, w której Eve dowiaduje się od przyjaciela, że wizje męża były prawdziwe i dzięki nim wysłana została ekipa ratunkowa, na co odpowiada: "to niemożliwe". Czy po czterech odcinkach walki o przetrwanie w świecie pełnym stworzeń pochodzących sprzed tysięcy lat, postać nadal może wypowiadać takie słowa? Niezmierna głupota rozwiązań fabularnych męczy coraz bardziej. Wisienką na torcie jest brak pomysłu na relacje i postacie, bo nic poza nudą i schematami tutaj nie dostaniemy. Zbyt dużo banałów, by mogło to mieć jakikolwiek sens czy oddziaływanie na widza. Można byłoby długo rozwodzić się nad La Brea i faktem, jak bardzo twórcy są pogubieni. Widać w tym zalążki pomysłów na serial, który utrzymany w stylu Lost mógłby dać nam rozrywkę. Jednak fatalny scenariusz i brak umiejętności budowania tajemnicy pozbawia go wszelkich zalet. Do tego karygodne wątki obyczajowe nie dają nadziei na poprawę. Nawet pokazanie tubylca z emblematem krwawej ręki niewiele tu zmienia, bo jest nudno i irytująco.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj