Drugą książkę Montero można określić jako nieco zbyt przewidywalną. Oczywiście nie w kwestii samych zagadek historycznych, tutaj autor (będący zresztą wykładowcą  uniwersyteckim) naprawdę imponuje wiedzą o dawnych czasach, którą umiejętnie wplata w galopującą do przodu fabułę. Pojawią się więc i starożytne Kodeksy, i zapomniani przez wiernych bogowie, którzy od tysięcy lat skrywają prawdę, i okradzione muzea – jednym słowem wszystko, co prawdziwy fan najsłynniejszego filmowego doktora archeologii uwielbia. Zresztą porównanie do Indiany Jonesa, czy w mniejszym stopniu Roberta Langdona, nie jest zarzutem – nie ma tu mowy o plagiacie, może bardziej o inspiracji. Może dlatego La cadena del Profeta tak lekko się czyta i nawet natłok wiedzy, którą autor przemyca między wierszami, nie przeszkadza w odbiorze książki. W kwestii fabuły, którą dostajemy – ona też nie daje czytelnikowi odpocząć. Ekipa Poszukiwaczy oprócz rozwiązywania zagadek natrafia na przeszkody powodowane pierwiastkiem ludzkim. Są więc agresywne plemiona tubylcze brak wzrostu nadrabiające zaangażowaniem, są fanatyczni islamiści próbujący zdestabilizować wszystko co znane. W to wszystko wmiesza się jeszcze Interpol wraz z ludźmi, którzy mają dużo pieniędzy i mało skrupułów oraz piraci, którzy są zmorą wód przybrzeżnych Afryki: a wszyscy oni chcą w jakiś sposób zaszkodzić Tajnemu Korpusowi Poszukiwaczy. Mimo mnogości tych antagonistów, udaje się jakoś autorowi złożyć to w jedną całość bez zbytniej trudności. Samo zakończenie jest dosyć zaskakujące i bez wątpienia, jeśli ktoś polubił Łańcuch Proroka, będzie czekał na kolejną część przygód Korpusu. Można pokusić się o stwierdzenie, że książka ma swoją wartość również za sprawą opisów historycznych – jak zawsze jednak w takich wypadkach autor ową historię sfabularyzował i pododawał sporo swoich własnych wizji.
Źródło: Rebis
Niestety, są też mniej pozytywne strony książki. Po pierwsze wspomniana powtarzalność – autor, specjalnie lub nie, korzysta w swym cyklu o przygodach Tirso i jego przyjaciół z klisz znanych z innych książek o tajemnych organizacjach. W pierwszym tomie cyklu protagonista dopiero się wdrażał – i gdy w drugiej książce nie było to już potrzebne, od razu pojawił się problem z samą organizacją. Nowy szef, nowe zasady, które zdecydowanie nie podobają się rządnym przygód Poszukiwaczom. W końcu, wobec pojawiającego się problemu, część grupy decyduje się na działanie wbrew założeniom… ale przecież zgodnie z sumieniem! Ten ograny schemat naprawdę potrafi zabić nawet całkiem dobry pomysł przedstawiony w Łańcuchu Proroka. Drugim problemem jest kwestia bohaterów – choć pojawiają się nowe postaci, autor nie zadbał o to, by dobrze je przedstawić i rozrysować, choć zdecydowanie mają ku temu potencjał – zwłaszcza złodziej i haker. Niestety jednak autorowi nie udało się tego osiągnąć i są bardziej bezbarwni niż stara ekipa. Ponadto zaczyna powoli zastanawiać „niezniszczalność” ekipy – może czuwa nad nimi któreś z tych starożytnych bóstw? Na to wygląda, bo z każdej opresji wychodzą bez szwanku, choćby była to katastrofa samolotu czy zabawy z bronią – i, co zaczyna być już irytujące, to nie kwestia umiejętności, tylko fartu; szczęścia, które przyświeca Tiro i jego ludziom. Łańcuch Proroka nie jest złą książką. Jeśli więc czytelnik jest pasjonatem tego typu literatury, przypadnie mu do gustu i będzie doskonałą rozrywką na jesienne wieczory. Jeśli natomiast jest fanem pierwszej części, druga powinna mu się równie spodobać i z pewnością będzie niecierpliwie czekał na trzeci tom.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj