Dla wielu okres świąt Bożego Narodzenia jest najpiękniejszym momentem w całym roku. Niekoniecznie dla Kate, głównej bohaterki Last Christmas. Dziewczyna to niespełniona piosenkarka, która wyemigrowała z rodzicami z Jugosławii do Wielkiej Brytanii, gdy była mała. Teraz błąka się po Londynie z kolejnego przesłuchania na przesłuchanie, z kolejnego mieszkania do mieszkania, w których nie zagrzewa miejsca, w międzyczasie pracując w sklepie ze świątecznymi gadżetami. To tam poznaje Toma, spokojnego i cieszącego się życiem mężczyznę, który pokazuje jej piękniejsze strony pozornie zwyczajnej, bezbarwnej egzystencji. Feig w swoim filmie wytacza nam arsenał typowych motywów dla romantycznych komedii świątecznych, które widzimy co roku w kinach. Mamy zatem niespełnioną i niezadowoloną z życia bohaterkę skontrastowaną z wesołą atmosferą Bożego Narodzenia oraz punkt zwrotny, który zaważy na dalszym postrzeganiu przez nią życia. Standard, na który składa się schemat w większości produkcji z tego gatunku. I Feig wykorzystuje go w pełni, co wcale nie staje się w przypadku tej produkcji zarzutem. Reżyser dobrze prowadzi swoich aktorów, po kolei odhacza wszystkie punkty z fabularnej listy i wstawia sporą dawkę humoru z nieźle napisanego scenariusza Emmy Thompson i Bryony Kimmings. To sprawia, że tę produkcję ogląda się z pewną przyjemnością. W czasie seansu kilka razy szeroko się uśmiechnąłem i wyszedłem z sali w dobrym humorze. Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie w taki nastrój powinna wprawiać dobra komedia świąteczna. Nie zmienia to faktu, że w wielu momentach ta produkcja staje się do bólu przewidywalna, nawet jeśli chodzi o oryginalny i świeży pomysł na twist fabularny, który twórcy serwują nam w czasie seansu. Jednak w pewnym momencie staje się on nawet wyczekany i gdy zostaje wyjaśniony w historii, to nie nabiera już takiej mocy, jaką powinien przekazać widzom, przynajmniej tak było w moim przypadku. Feig i Thompson starali się jak mogli, aby w pełni zaskoczyć odbiorcę, jednak czuje się pewien niedosyt związany z finałem tej opowieści, ponieważ miałem wrażenie, jakby został on urwany w pewnym momencie, niedokończony. Fabuła jest tutaj prowadzona poprawnie, jednak w kilku jej elementach brakuje jakiejś kropki nad i lub odrobiny autorskiego sznytu. Jednak w kilku wypadkach nieudane sceny ratuje Emilia Clarke występująca w głównej roli. Aktorka ma w sobie wiele uroku, który wykorzystuje na ekranie. Dodatkowo dobrze sprawdziła się tutaj w bardziej komediowej roli, chociaż w pewnych momentach potrafiła całkiem sprawnie wskoczyć w dramatyczne rejony swojej postaci. Dobry element komediowy do całej opowieści wprowadzają wspomniana już Thompson oraz Michelle Yeoh. Napisałem wcześniej, że w kilku momentach szeroko się uśmiechnąłem. Były to głównie sceny z udziałem tych dwóch aktorek. Mam jednak kilka zastrzeżeń do Henry'ego Goldinga, który wciela się w Toma. Aktor jest miejscami bardzo przezroczysty i nie do końca wpasowuje się w konwencję zaproponowaną przez Feiga. Może to wina scenariusza, jednak mam wrażenie, że w niektórych momentach Golding nie miał pomysłu na swoją postać. Last Christmas nie wnosi nic nowego do gatunku świątecznych komedii romantycznych, jednak produkcja bawi się znanymi już motywami. Jest to przyjemny film na lekki seans w gronie najbliższych.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj