Łasuch - intrygujący tytuł i intrygująca okładka. Sprawdzamy, jaką historię w ramach imprintu DC Vertigo zaprezentował coraz bardziej rozpoznawalny na naszym rynku, kanadyjski artysta Jeff Lemire.
Z okładki patrzy na nas z wyglądu trochę sympatyczny i najwyraźniej przestraszony czymś chłopiec w postrzępionej koszuli i z procą w dłoni. Tuz za nim stoi ściana drzew, być może chłopak wraca z wyprawy do lasu. No nie, wszystko to nie tak, głównie przez nieoczekiwane szczegóły wyglądu bohatera komiksu. Z głowy młodzieńca wyrastają bowiem rogi, czy raczej delikatne, zwierzęce poroże, przypominające delikatne gałązki, jego uszy też wyglądają na zwierzęce. Okładka ma zatem prawo intrygować. Tytuł tym bardziej.
Za
Sweet Tooth, vol. 1 odpowiada
Jeff Lemire, polskim czytelnikom znany jako scenarzysta powszechnie chwalonych
Black Hammer Volume 1: Secret Origins i
Descender, vol. 1. Dziewięć lat temu został wydany u nas komiks
Opowieści z Hrabstwa Essex (czekamy na wznowienie), od którego na dobre zaczęła się kręcić kariera twórcy. To w tym komiksie dało się już zauważyć zamiłowanie Lemira do grubo ciosanych rysów jego bohaterów, a wraz z tym surowość kreski, która przekłada się na surowość świata przedstawionego.
Łasuch kontynuuje ów trend. Zresztą jakby nie mógł, skoro to rasowa, postapokaliptyczna opowieść.
Rasowa, czy może używając innego słowa - typowa. Lemire w swojej historii nie wywraca prawideł gatunku do góry nogami, nie eksperymentuje, za to bardzo dobrze porusza się w stylistyce i scenerii postapo, hojnie korzystając z jego możliwości. Mamy zatem świat po biologicznej katastrofie, która niemal wytrzebiła ludzkość. W tym świecie od kilku lat rodzą się mutanty, czyli ludzie ze zwierzęcymi cechami - stąd rogi u głównego bohatera. Drugą, niemal równorzędną postacią jest tu atletycznie zbudowany Jepperd, z którym młodociany Gus, po pełnym emocji początku opowieści wędruje przez zdegenerowany świat. I tym samym dostajemy atrakcyjną postapokaliptyczną opowieść drogi, najeżoną niebezpieczeństwami oraz zwrotami akcji, które funduje czytelnikom Lemire.
Jak na Vertigo, które dało nam
Sandman. Preludes and Nocturnes,
100 Bullets, Book One czy
Preacher, vol. 1,
Łasuch nie oferuje jakichś szczególnych, fabularnych fajerwerków czy wywrotowych treści. Jak najbardziej pasowałaby tu na ocenę solidna siódemka za solidne postapo, skąd zatem ocena o oczko wyższa? Cóż, za sprawą pewnych, udanych zabiegów estetycznych - zarówno na polu scenariusza, jak i rysunku. Wspólnie te zabiegi tworzą dodatkową jakość, która udanie wyróżnia
Łasucha na tle innych, gatunkowych tworów. Za jaką to sprawą?
Mówiąc wprost - za sprawą liryzmu. W swój grubo ciosany świat Lemire wplótł bowiem chwytające za serce, liryczne akcenty. Już same duże oczy bohatera i jego zamiłowanie do łakoci tworzą otoczkę niewinności, która w historii kanadyjskiego twórcy powróci nie raz. A zatem główna siła
Łasucha to umiejętne operowanie kontrastami. Brutalność kontra niewinność, cynizm kontra ufność, surowość kontra współczucie tworzą bardzo emocjonującą i emocjonalną zarazem mieszankę. A dzięki warstwie graficznej, dzięki unikalnemu, pozornie niedbałemu stylowi Lemire'a, także niezapomnianą. To wszystko sprawia, że czekam z niecierpliwością na drugi tom
Łasucha.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h