Przypomnijmy: Łasuch wydany niegdyś w słynnym imprinice Vertigo wypromował jednocześnie jego autora, który obecnie jest jednym z najbardziej zapracowanych scenarzystów komiksowych i trochę rzadziej rysownikiem. Łasuch to jednocześnie scenariusz i proste w sposobie wyrazu rysunki Jeffa Lemire'a, który dał czytelnikom pełną emocji i przemocy, ale również pełną wzruszeń,  apokaliptyczną opowieść. Tytułowy Łasuch, czyli po prostu chłopiec o imieniu Gus, był hybrydą człowieka i zwierzęcia z charakterystycznymi rogami na głowie, na którego ktoś stale polował lub chciał wykorzystać jego biologiczne właściwości. Ziemia była w opowieści Lemire’a zdziesiątkowana wirusem, z aktywnymi małymi grupami ludzi, najczęściej wrogimi wobec siebie niczym w The Walking Dead, a Gus stał się z czasem dla świata elementem, który może ów apokaliptyczny świat odmienić. W ostatnim tomie (uwaga będzie spoiler z pierwowzoru) opowieść nagle rozciąga się na całe i - jak się okazuje - długie życie Gusa, aż do spodziewanego finału, w którym na zawsze żegnamy bohatera oraz pozostawiony przez niego świat w dużo lepszym stanie. Dlatego pierwsza strona komiksu Łasuch. Powrót z tekstem “trzysta lat później” i Gusem z młodości na okładce musi intrygować. Zaciekawieni, rozpoczynamy lekturę.
Źródło: Egmont
W pewien sposób historia się powtarza. Gus jest znowu młody, znowu żyje w odosobnieniu, pod opieką ojca. Ojciec wygląda jednak inaczej niż ten z oryginału, dochodzą jeszcze dwie kobiece opiekunki, z lekka przerażające, które regularnie podają chłopcu zastrzyki. Terenu, na którym żyje Gus strzegą twory sztucznej inteligencji, a dalej, jak twierdzi ojciec, jest tylko niebezpieczny świat. Mimo tych niebezpieczeństw chłopiec nękany koszmarami bądź wspomnieniami (widzi migawki ze swojego życia, które znamy z pierwowzoru) postanawia uciec.
W pierwszej połowie tej opowieści Lemire stworzył miejscami oniryczny, niepokojący nastrój, ponieważ nie jesteśmy pewni co do tego, czy oglądane wydarzenia nie są po prostu częścią koszmaru głównego bohatera. Byłoby to rozwiązanie najprostsze i jednak nie na miarę talentu tego popularnego artysty, dlatego później oddychamy już z ulgą, kiedy na nasze pytania dotyczące fabuły znajdują się trafne odpowiedzi. Rozwiązania, które proponuje Lemire uzasadniają tę odległą czasową perspektywę. Nie jest to jakiś wybitnie oryginalny pomysł, ale za to taki, który z uznaniem możemy zaakceptować. Jednak w tej opowieści jest także coś więcej niż jedynie chęć wyjaśnienia okoliczności powtórnego przyjścia Gusa po trzystu latach. Zbudowany na niepewności bohatera i czytelnika początek historii jest niczym skrzywione odbicie pierwowzoru. Lemire pokazuje nam, że ta sama opowieść może mieć różne wersje, może funkcjonować w różnych czasach i jest to rodzaj gry z oczekiwaniami odbiorców, ale także z samym aktem tworzenia. A wszystko po to, żeby doprowadzić do symbolicznego w swym wymiarze finału, który wcale nie oznacza, że ta historia się już kończy. To właśnie chce nam przekazać Lemire, że oryginalny Łasuch i ten powracający nie są zamkniętymi historiami. Zawsze toczy się walka o lepszą przyszłość w teraźniejszości, która zazwyczaj na swoje własne życzenie marnujemy. Łasuch i jego nowe komiksowe dopełnienie to po prostu piękne, smutne, straszne i wzruszające pieśni przyszłości, a przy tym opowieści należące do tych najlepszych w dorobku Jeffa Lemire.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj