Haller (Dan Stevens) idzie po swoją siostrę i jest ostro wykurzony. Po wycieczce, jaką wszyscy zaliczyli po jego podświadomości i spotkaniu z Oliverem, już wie, jak wielką moc skrywa jego ciało. Może nie wie o jej granicach, ale na pewno zdaje sobie sprawę z tego, co potrafi. Widać to zwłaszcza w scenie, w której szukająca go ekipa, znajduje żołnierzy ochraniających placówkę, w której przetrzymywana była jego siostra, a raczej to, co z nich zostało. David staje się pewnym siebie mężczyzną, przynajmniej na jakiś czas. W momencie, w którym na jaw wychodzi pochodzenie stwora prześladującego go w podświadomości i pasożytującego w jego umyśle, psychika tytułowego bohatera znów się rozpada. Nagle znajdujemy się w punkcie wyjścia, czyli w klinice psychiatrycznej, tyle że wszyscy znani nam bohaterowie są tam teraz pacjentami. No może prawie wszyscy. Co ciekawe, ich wspomnienia nie dają się w pełni zdominować iluzji stworzonej przez Davida. Zaczynają coraz częściej przypominać sobie, kim naprawdę są i jakie wydarzenie starają się zapomnieć. Nareszcie pojawia się też moment, w którym zostaje przywołana postać prawdziwego ojca Davida, który oddał go do adopcji. Wytłumaczone jest to jako próba ochrony i ukrycia go przed niebezpieczeństwem. Twórcy jednak świadomie dalej ukrywają jego prawdziwą tożsamość, trochę drocząc się z fanami X-menów, którzy niecierpliwie czekają na moment, gdy wielki Profesor X pojawi się na małym ekranie. Twórcy znów zabierają nas na pełną zawirowań jazdę bez trzymanki. Znów bawią się z nami w kotka i myszkę. Zamieniają bohaterów rolami. Jedni stają się pacjentami. Inni opiekunami. Główny winowajca staje się nawet psychologiem „dbającym” o zdrowie psychiczne podwładnych. Porównując piąty rozdział Legion z szóstym widać pewną przepaść. Piąty jest zbudowany, jak taki rasowy horror, w którym poznajemy zagrożenie i czekamy na moment, w którym ktoś z głównych bohaterów zmieni lub w brutalnej walce rozprawi się ze stworem. Gdy już dostajemy kulminacyjną scenę, nagle zostaje przerwana mocnym cięciem. Następny odcinek ma już dużo wolniejsze tempo, przez co wydaje się niej atrakcyjny. Nie ma tu winy w treści czy nawet historii, po prostu piąty był tak genialny, że kolejnemu trudno było mu dorównać. Co nie znaczy, że się nie starano. Świetnym posunięciem była zamiana mocy, które posiadają dani bohaterzy, i zastąpieniu ich podobnymi chorobami psychicznymi. Wszystko w oparach deja vu. Podobne sceny z innymi postaciami. Jeśli lubicie wyłapywać powiązania czy nawet smaczki znajdujące się na bliższym czy dalszym planie, to ten odcinek będzie dla Was rajem. Jestem zdziwiony, że pasożyt przyjmuje raz postać obłąkanego, łysego grubasa, a innym razem zmysłowej Lenny (Aubrey Plaza). Nie jestem jednak zdziwiony, że to najprawdopodobniej projekcja umysłu Davida. Obstawiałem ten wariant już przy drugim odcinku. Reasumując. Piąty rozdział ogląda się z wielką frajdą, szósty to taka zapchajdziura w oczekiwaniu na finał. Można obejrzeć, ale czy jest po co do niego później wracać?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj