Klasyki nigdy za wiele. Chyba takie przesłanie przyświeca specjalistom od adaptacji z BBC, bo właśnie wyprodukowali kolejną wersję Nędzników Victora Hugo. Czy najnowsza ekranizacja tej słynnej powieści jest warta uwagi?
Trudno w to uwierzyć, ale Nędzników Victora Hugo adaptowano na całym świecie już ponad 30 razy. Na podstawie powieści realizowano filmy, seriale, musicale, a nawet koncerty. Najbardziej znana ekranizacja to z pewnością ta najnowsza – Les Misérables z 2012 roku, w której wystąpili Hugh Jackman, Anne Hathaway i Russell Crowe. W 2000 roku powstał natomiast francusko-włosko-niemiecko-amerykańsko-hiszpański miniserial z Gérard Depardieu i John Malkovich w rolach głównych. Teraz wychodzi kolejna produkcja odcinkowa i pojawia się pytanie: „po co?”. Czy jest sens ekranizować ponownie tak ograny i wyświechtany temat, szczególnie teraz, gdy w świadomości odbiorców Nędznicy mają estetykę hollywoodzkiego musicalu z 2012 roku? Aby projekt odniósł sukces, nowi Nędznicy musieliby różnić się praktycznie na każdej płaszczyźnie od wcześniejszych projektów. Inny klimat, odmienna estetyka, oryginalne podejście do obsady. Jak pod tym względem prezentuje się najnowsza produkcja BBC? Ano, nie najgorzej.
Francja, początek XIX wieku. Jean Valjean zostaje skazany na 18 lat ciężkich robót za kradzież bochenka chleba. W trakcie odbywania kary poznaje strażnika Javerta, mającego bardzo konserwatywne i tradycjonalistyczne poglądy w kwestii dobra i zła. Po odbyciu swojego wyroku Valjean szybko wraca na przestępczą drogę, ale dzięki życzliwości pewnego duchownego zachodzi w nim przemiana. Po jakimś czasie staje się przykładnym obywatelem i ostoją małej społeczności. Niestety przeszłość uderza w niego ze zdwojoną siłą, bo w jego mieście Javert zostaje inspektorem policji. Tymczasem żyjąca w ubóstwie Fantine walczy o przetrwanie na ulicach Paryża. Wkrótce wraz z córką opuszcza stolicę Francji. Zostawia dziecko u niezbyt uczciwych karczmarzy, a sama zatrudnia się w fabryce zarządzanej przez Valjeana. Niestety los jest dla niej bardzo okrutny.
Z pewnością większość z was zna fabułę Nędzników. Powyższy rys to jedynie zalążek epickiej opowieści, będącej jedną z najznamienitszych pozycji w światowej literaturze. Kolejne ekranizacje lepiej lub gorzej obchodziły się z materiałem źródłowym, ale rzadko która ogarniała całość. Nędznicy z 2018 roku również nie przenoszą opowieści na język telewizyjny kropka w kropkę, ale podchodzą do niej z należytym szacunkiem. Narracja jest charakterystyczna dla form serialowych. Produkcja przypomina nieco Link not found z 2016 roku, która również była świetną adaptacją klasyki. Twórcy czytelnie budują fabułę, uwypuklają to, co najważniejsze, a z mniej istotnych szczegółów rezygnują. Niczego innego nie moglibyśmy oczekiwać po współczesnej produkcji odcinkowej.
Les Misérables jest serialem poważnym, ponurym i dość mrocznym. Nie ma tutaj bajkowości charakterystycznej dla adaptacji filmowych. Ton opowieści jest bardzo surowy. Twórcy nie stosują kolorowych ozdobników – wyraźnie chcą nam pokazać Nędzników jak najbliższych oryginałowi. Dwa pierwsze epizody są dość pesymistyczne. Ich nastrój doskonale koresponduje z tytułem – wszechobecna nędza widoczna jest praktycznie na każdym kroku. Zarówno pod względem materialnym, jak i duchowym czy moralnym bohaterowie są ubodzy, niedoskonali, słabi. Serial stawia akcenty w miejscach pokazujących ludzkie uwikłanie. Tym samym uwypukla humanistyczne przesłanie Victora Hugo mówiące o niedoskonałym państwie, kreującym patologie społeczne.
Takie podejście sprawia, że opowieść broni się sama. Materiał źródłowy jest na tyle dobry, że twórcy nie muszą mocno gimnastykować się, aby zachęcić widzów do seansu. Pozwalają historii płynąć swoim tempem. Nie przeszkadzają jej, nie próbują też urozmaicać na siłę. Dobrze, że tak się dzieje, bo przecież grzechem byłoby zaprzepaścić wszystko, co stworzył Victor Hugo. Produkcja BBC pokazuje że klasyka w swojej najczystszej formie wciąż może być atrakcyjna dla masowego widza. Pod względem fabularnym to najwyższy z możliwych poziomów. Gdybyśmy mieli do czynienia z oryginalnym scenariuszem, z pewnością Les Misérables uznano by za prawdziwą telewizyjną perełkę.
O sile kolejnych adaptacji klasycznych dzieł przesądza często obsada. W głównych rolach Les Misérables występują Dominic West, David Oyelowoi Lily Collins. Na drugim planie znajdują się David Bradley, Olivia Colman i Derek Jacobi. W dwóch pierwszych epizodach artyści wykonują dobrą robotę, ale czy osiągają aktorskie szczyty? Bardzo przyjemnie ogląda się Westa w kolejnej ciekawej roli. Aktor od dłuższego czasu nie schodzi poniżej pewnego poziomu i tym razem jest diabelnie skuteczny. Oyelowo gra dość zachowawczo, ale zaznajomieni z materiałem źródłowym wiedzą, że ta postać jeszcze rozwinie skrzydła. Świetnie wypada za to Lily Collins jako udręczona Fantine. Dwa pierwsze odcinki zdecydowanie należą do niej. Młoda aktorka doskonale radzi sobie z interpretacją tak skomplikowanej postaci. Córka Phila Collinsa ma przed sobą świetlaną przyszłość.
Les Misérables to serial zarówno dla zakochanych w klasyce, jak i tych, którzy z prozą Victora Hugo nie mieli do tej pory do czynienia. Opowieść jest na tyle zajmująca, że nie trzeba być fanem materiału źródłowego, aby się na niej dobrze bawić. Serial został zrealizowanych według standardów BBC, także tutaj nie ma zaskoczeń. Budżet pozwolił poszaleć ze scenografią i oprawą audiowizualną, a obsada staje na wysokości zadania (choć o fajerwerkach na razie nie ma mowy). BBC po raz kolejny udowadnia, że klasyka literatury we współczesności czuje się jak ryba w wodzie. Potrzebny jest tylko odpowiednio przygotowany akwen.