Liga Sprawiedliwości z DC Odrodzenia w debiutanckim tomie (Maszyny zagłady) zaliczyła spektakularny falstart. Fabuła albumu napisana przez etatowego rysownika Bryana Hitcha była niedorzeczna, nudna i przewidywalna. Relacje pomiędzy poszczególnymi, znanymi trykociarzami oraz ich sylwetki zostały słabo zarysowane, a potężny wróg zupełnie nieprawdopodobny. Sprawy nie ratowały również ledwie poprawne ilustracje Tony’ego S. Daniela, wspieranego przez samego Hitcha oraz Jesusa Merino. Z całą pewnością otrzymaliśmy najsłabszy komiks superbohaterski z nowej linii wydawniczej DC Comics. Czy jego kontynuacja zasługuje na lepszą notę i słowa uznania?
Justice League, Vol. 2: Outbreak złożony jest z dwóch osobnych, acz momentami połączonych ze sobą historii. Otwierająca nowela, zatytułowana
Sparaliżowani strachem, koncentruje się na wytężonych próbach poradzenia sobie z lękami, strachem i agresją, które z bliżej nieznanych powodów zawładnęły umysłami ikonicznych postaci z uniwersum DC. Obserwujemy zatem poczynania superbohaterów w ich ludzkich obliczach, którzy desperacko starają się przezwyciężać dominujące w nich negatywne uczucia. Dochodzi nawet do (zdecydowanie za krótkiej) konfrontacji pomiędzy Batmanem a Supermanem, a z dobrej strony prezentują się Cyborg, Flash i nowa Zielona Latarnia, Jessika Cruz, którzy najmocniej przeżywają atak nieznanych sił. Wydarzenia te w dużym stopniu wpłyną na późniejsze działania i stosunki pomiędzy członkami Ligi, co należy jednocześnie uznać za najmocniejszy punkt owej opowieści.
W tytułowej
Epidemii amerykański scenarzysta podejmuje zgoła inną problematykę, a konkretnie - negatywny wpływ cybernetyki i sztucznej inteligencji na ludzie życie. Za sprawą przyczajonego wroga niszczycielski wirus infekuje zmechanizowane ciało Vica Stone’a alias Cyborga. Drużyna musi sobie poradzić z furią ich sprzymierzeńca, który sieje sporą dewastację. Żeby tego było mało wirus zaczyna kontrolować również pierścień Zielonej Latarni. Liga staje zatem do otwartej konfrontacji z własną potęgą. Odkrycie tożsamości osoby odpowiedzialnej za całe zamieszanie, okaże się sporym rozczarowaniem. Równie przeciętnie wypada nagły atak drugoplanowych adwersarzy (m.in. Stracha na wróble, Amazo, Giganty, Hrabiego Vertigo i Psimona) skuszonych sowitą nagrodą za głowy słynnych trykociarzy. Słowem, nic nowego i nic ciekawego.
Od strony graficznej także nie ma zbytnich powodów do względnej radości. Główną opowieść zilustrował
Neil Edwards, który choć efektownie zaprezentował krótkie starcie bohaterów z ich opętanymi szwarccharakterami, nie wzbudza zbyt wielkiego zachwytu swymi pracami. Na niektórych planszach bohaterowie nie wyglądają autentycznie – artysta ma momentami problem z proporcją ciała i uchwyceniem dynamiki. Przeciętnie wypadają także twarze postaci, które nieadekwatnie wyrażają obecne uczucia. Pozostałe nowele narysowali:
Jesus Merino,
Matthew Clark oraz
Tom Derenick, a ich prace również nie wznoszą się ponad przeciętny poziom. Znacznie lepiej wypada zestaw okładek alternatywnych duetu
Yanick Paquette i
Nathan Fairbairn.
Drugi tom
Ligi Sprawiedliwości kontynuuje złą passę owego tytułu. Szczerze wątpię, by
Bryan Hitch wycisnął z serii coś oryginalnego i interesującego. Jak na razie jest źle, nieciekawie i nadal nudnie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h