Liga Sprawiedliwości. Wieczna Zima to przyjemny w lekturze crossover, w którym oprócz współczesnych wydarzeń mamy też możliwość zajrzenia w rzeczywistość Uniwersum DC wiele wieków wcześniej.
Gdybyśmy chcieli na bieżąco śledzić wszystkie wydarzenia w Uniwersum DC lub Marvela, musielibyśmy zapewne nie czytać tylko same komiksy superbohaterskie. Fakt, że już na naszym komiksowym rynku ciężko jest ogarnąć wszystkie komiksowe serie wydawane przez Egmont, mówi wiele o zmianach, które dokonały się przez ostatnie lata w tym segmencie kultury popularnej. Najczęściej znamy przygody superbohaterów na wyrywki, skupiając uwagę na ulubionych seriach, a jeśli już raz wypadniemy z lektury przygód jakiejś konkretnej grupy lub pojedynczego bohatera, nie jest łatwo wrócić. Dlatego takie komiksy jak
Wieczna Zima to w ostatnich czasach w zasadzie rodzynek - to historia, którą można swobodnie czytać bez dogłębnej znajomości głównego runu Ligi Sprawiedliwości oraz serii poświęconych indywidualnym bohaterom. I jak się z czasem okazuje - właśnie za takimi historiami zaczynamy tęsknić w superbohaterskich światach.
Wyżej wspomniałem, że to crossover i rzeczywiście tak jest. Na dziewięć zeszytów
Wiecznej zimy składają się jedynie dwa zeszyty głównej historii z Ligą Sprawiedliwości w tytule, a pozostałe dotyczą między innymi Flasha, Supermana, Aquamana i innych superbohaterów plus pięćdziesiątego ósmego zeszytu regularnej serii
Justice League. Jak na dziewięć zeszytów ten rozmach może zrobić wrażenie i taka właśnie jest ta opowieść - napisana z rozmachem oraz z prostym przesłaniem. To ostatnie dotyczy po pierwsze pielęgnowania wartości rodzinnych, po drugie dbania o ekologię naszej planety. Podane jest to w naturalny, nienachalny sposób, a uwaga czytelnika koncentruje się przede wszystkim na pełnej atrakcji stronie fabularnej
Wiecznej zimy.
Tym razem ziemscy superbohaterowie będą musieli stanąć do walki z enigmatycznym Królem Szronu, który budzi się ze swego długiego snu po incydencie na kole podbiegunowym w Grenlandii i funduje całej Ziemi tytułową wieczną zimę. Ciekawsze niż kolejne etapy walki całych zastępów superbohaterów z tym mroźnym zagrożeniem wydają się pojawiające się regularnie retrospekcje z X wieku, w których stopniowo twórcy wyjaśniają nam naturę toczących się współcześnie wydarzeń. Fajnie jest zobaczyć superbohaterów tamtej ery, wśród których są tacy, którzy dotrwali do dziś, jak Czarny Adam czy matka Wonder Woman, Hipolita albo wcześniejsze wcielenie Potwora z Bagien. Te dwa wątki, dawny i współczesny, bardzo dobrze się uzupełniają i dają przyjemność z odkrywania kolejnych etapów tej sięgającej daleko w przeszłość historii. A to nie jedyne zalety tego crossoveru.
Mamy do czynienia z crossoverem bardzo skondensowanym - takim, który zmieścił się w jednym zbiorczym tomie, co wielu czytelników powinno uznać za główną zaletę. Nie trzeba się przebijać przez setki stron pobocznych historii, wszystko mamy w jednym miejscu, z historią, którą można przeczytać za jednym posiedzeniem. Nie jest to jakaś szczególnie ambitna opowieść, można ją określić jako typowe superhero, ale może właśnie pewne wyznaczniki uległy ostatnimi laty zmianie i
Wieczna zima z racji wymienionych wyżej cech wcale nie jest już taka typowa.
Owszem, ten crossover rysowało aż kilkunastu rysowników, ale to zróżnicowanie w przypadku tej historii jakoś nie męczy, a nawet wypada ciekawie, ponieważ oglądamy wydarzenia z wielu perspektyw. Najistotniejsze jednak jest to, że mamy do czynienia z historią w starym stylu, który poznawaliśmy jakiś czas temu z różnych tomów Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Główne zagrożenie - czyli Król Szronu jakoś nie bardzo pasuje do współczesnych standardów w Marvelu, ale jakimś cudem bardzo fajnie się sprawdza - zarówno w momencie, kiedy docieramy do jego źródeł, ale też w jego postrzeganiu przez kolejnych superbohaterów. Mówimy tu zarówno o realnym przeciwniku, jaki i o globalnych konsekwencjach, które przynoszą jego działania. W jakiś sposób twórcom udało się zachować czar naiwności tych dawnych historii, który w przypadku
Wiecznej zimy nie razi współczesnego czytelnika, tylko każe czerpać radość z tej naiwnej lektury. I dlatego, choć sama historia jest raczej średnio porywająca, taka powiedzmy "sześć na dziesięć", to sposób jej podania przez twórców podwyższa jakość lektury przynajmniej o jedno oczko.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h