"Limitless" jest świetnym przykładem tego, jak w serialu powinno się prowadzić historie pojedynczych odcinków wraz z głównym wątkiem sezonu. Najnowszy odcinek pokazuje wręcz perfekcyjnie, jak to się dobrze zazębia, a nawet dopełnia, tworząc mieszanką niezwykle satysfakcjonującą. Przewodnia historia rozwija się w interesującym kierunku i coraz bardziej towarzyszy mi świadomość, że pierwsze sprawy, którymi zajmuje się Finch, to w istocie jedynie przedsmak tego, co naprawdę nas czeka. Odkrywamy ciągle potencjał konceptu, który wydaje się zwiększać z każdym odcinkiem. Tym razem dostajemy również niezłą samodzielna historię, która w odróżnieniu od dwóch poprzednich nie jest tak prosta i przewidywalna. Co prawda sama w sobie jest ciut sztampowa, ale klucz do sukcesu leży w tym, jak twórcy opowiedzieli tę historię. Nie było czuć tutaj przewidywalności, a choć rozwiązanie po seansie wydaje się oczywiste, w trakcie oglądania sprawa mogła się rozwinąć w kilku kierunkach. Wyszło interesująco i z miłym dodatkiem niewielkich zaskoczeń. [video-browser playlist="753284" suggest=""] Najjaśniejszym punktem po raz kolejny jest główny bohater, którego charyzma i zachowanie po NZT napędza ten serial i przykuwa do ekranu. Ponownie nie brak zabawnych scen i ciekawej formy. Widać tutaj już drobny schemat, który prawdopodobnie będzie powielany w kolejnych odcinkach - chodzi o wyobrażenia Fincha na temat działań FBI i innych rzeczy, które są obrazowane w zabawnym popkulturowym stylu. W poprzednim odcinku mieliśmy nawiązanie do Jamesa Bonda, a tym razem pokazano scenki w stylu kina klasy B z dawnych lat. Pomysłowo i z humorem. Podobać się może to, jak scenarzyści rozwijają główny wątek sezonu. Mamy motyw rozmowy z pielęgniarką, który jest dość sugestywny i mówi wiele o tym, co może nas czekać. Kwestia planu Morry jest zaledwie szczegółem, ale wydaje się, że dość istotnym. Jedna z końcowych scen ma kluczowy wpływ nie tylko na bohatera, ale też rozwój całego serialu. W końcu wiedzieliśmy cały czas, że Morra (Bradley Cooper) pozwolił Finchowi na pracę z FBI, bo z jakichś przyczyn chce go wykorzystać. Nowy szef Fincha, grany przez Colina Salmona, to na razie zaledwie zalążek czegoś, co może w trakcie sezonu rozwinąć "Limitless" do jednego z najlepszych nowych seriali. To też ostatecznie pokazuje, że życie bohatera nie będzie takie proste. Zakończenie relacji z dziewczyną jest drobnym emocjonalnym motywem, który powinien zaprocentować. Jestem zaintrygowany. "Limitless" nadal ma problem z bohaterami drugoplanowymi, acz tym razem postać Jennifer Carpenter zaczyna trochę nabierać wyrazu. Zdecydowanie jest to jeszcze element wymagający poprawy. Poza tym ogląda się to świetnie, opowieść wciąga, a specyficzna forma wykorzystania konceptu NZT potrafi przyciągnąć do ekranu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj