„Limitless”: sezon 1, odcinek 3 – recenzja
"Limitless" rozwija się naprawdę dobrze, zachowując odpowiednią równowagę pomiędzy sprawami tygodnia a głównym wątkiem całego sezonu.
"Limitless" rozwija się naprawdę dobrze, zachowując odpowiednią równowagę pomiędzy sprawami tygodnia a głównym wątkiem całego sezonu.
"Limitless" jest świetnym przykładem tego, jak w serialu powinno się prowadzić historie pojedynczych odcinków wraz z głównym wątkiem sezonu. Najnowszy odcinek pokazuje wręcz perfekcyjnie, jak to się dobrze zazębia, a nawet dopełnia, tworząc mieszanką niezwykle satysfakcjonującą. Przewodnia historia rozwija się w interesującym kierunku i coraz bardziej towarzyszy mi świadomość, że pierwsze sprawy, którymi zajmuje się Finch, to w istocie jedynie przedsmak tego, co naprawdę nas czeka. Odkrywamy ciągle potencjał konceptu, który wydaje się zwiększać z każdym odcinkiem.
Tym razem dostajemy również niezłą samodzielna historię, która w odróżnieniu od dwóch poprzednich nie jest tak prosta i przewidywalna. Co prawda sama w sobie jest ciut sztampowa, ale klucz do sukcesu leży w tym, jak twórcy opowiedzieli tę historię. Nie było czuć tutaj przewidywalności, a choć rozwiązanie po seansie wydaje się oczywiste, w trakcie oglądania sprawa mogła się rozwinąć w kilku kierunkach. Wyszło interesująco i z miłym dodatkiem niewielkich zaskoczeń.
[video-browser playlist="753284" suggest=""]
Najjaśniejszym punktem po raz kolejny jest główny bohater, którego charyzma i zachowanie po NZT napędza ten serial i przykuwa do ekranu. Ponownie nie brak zabawnych scen i ciekawej formy. Widać tutaj już drobny schemat, który prawdopodobnie będzie powielany w kolejnych odcinkach - chodzi o wyobrażenia Fincha na temat działań FBI i innych rzeczy, które są obrazowane w zabawnym popkulturowym stylu. W poprzednim odcinku mieliśmy nawiązanie do Jamesa Bonda, a tym razem pokazano scenki w stylu kina klasy B z dawnych lat. Pomysłowo i z humorem.
Podobać się może to, jak scenarzyści rozwijają główny wątek sezonu. Mamy motyw rozmowy z pielęgniarką, który jest dość sugestywny i mówi wiele o tym, co może nas czekać. Kwestia planu Morry jest zaledwie szczegółem, ale wydaje się, że dość istotnym. Jedna z końcowych scen ma kluczowy wpływ nie tylko na bohatera, ale też rozwój całego serialu. W końcu wiedzieliśmy cały czas, że Morra (Bradley Cooper) pozwolił Finchowi na pracę z FBI, bo z jakichś przyczyn chce go wykorzystać. Nowy szef Fincha, grany przez Colina Salmona, to na razie zaledwie zalążek czegoś, co może w trakcie sezonu rozwinąć "Limitless" do jednego z najlepszych nowych seriali. To też ostatecznie pokazuje, że życie bohatera nie będzie takie proste. Zakończenie relacji z dziewczyną jest drobnym emocjonalnym motywem, który powinien zaprocentować. Jestem zaintrygowany.
"Limitless" nadal ma problem z bohaterami drugoplanowymi, acz tym razem postać Jennifer Carpenter zaczyna trochę nabierać wyrazu. Zdecydowanie jest to jeszcze element wymagający poprawy. Poza tym ogląda się to świetnie, opowieść wciąga, a specyficzna forma wykorzystania konceptu NZT potrafi przyciągnąć do ekranu.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat