Fakt, że List do króla skierowany jest do młodych widzów, z pewnością zapala lampkę u wielu fanów poważniejszej fantastyki. Znamy przecież dziesiątki opowieści tego typu, w których fabuła zostaje strywializowana i sprowadzona do prostej opowieści o fantastycznych istotach. List do króla nie jest taką produkcję, ale też nie kokietuje dojrzalszych widzów poważniejszymi tematami. Twórcom udaje się uniknąć, charakterystycznych dla kina młodzieżowego, głupotek fabularnych, ale całość trzyma się dość kurczowo lekkiej konwencji przygodowej. Nie ma tu więc zawoalowanych treści, psycho-społecznych podtekstów i nawiązań do współczesnego świata. Tkwimy w innej rzeczywistości, którą (co niezwykle istotne) rządzą logiczne i zrozumiałe zasady. Dzięki temu List do króla bez uczucia zażenowania może obejrzeć nawet starszy widz. Co więcej, produkcja ma też kilka innych zalet. List do króla przedstawia historię 16-letniego Tiuriego, który ma zostać rycerzem. Niestety, chłopiec nie imponuje atrybutami fizycznymi, więc marny z niego kandydat na niezwyciężonego woja. Zbieg szalonych okoliczności sprawia, że Tiuri, wraz z pozostałymi młodymi pretendentami na rycerzy, zostaje wplątany w wielką intrygę. Młodzieniec musi dostarczyć królowi list, otrzymany od tajemniczego nieznajomego. Treść korespondencji może zmienić losy świata. Tiuri postanawia wypełnić swoje zadanie. Rusza w pełną przygód podróż, nie zdając sobie sprawy, że właśnie włącza się w odwieczną walkę dobra ze złem.
fot. Netflix
Na pierwszym planie Listu do króla mamy więc młodego protagonistę oraz grupkę niezwykle sympatycznych kamratów. Każdą z młodych postaci da się lubić. Ich relacje pisane są błyskotliwie i z polotem. Każdy jest „jakiś” i każdy z nich posiada charakterystyczny atrybut. Bohaterowie mają osobowość, co wbrew pozorom nie jest regułą we współczesnej młodzieżowej telewizji. Historia przyjmuje konwencję drogi. Towarzyszymy bohaterom na kolejnych etapach podróży i wraz z nimi przeżywamy awanturnicze przygody. Dzięki dobrze rozpisanym postaciom podróż zupełnie się nie dłuży, co więcej, z odcinka na odcinek zżywamy się z Tiurim i jego ekipą. Jakby tego było mało, część z protagonistów kryje pewną tajemnicę. Niektóre zwroty akcji z końcówki są w stanie zaskoczyć nawet największych serialowych wyjadaczy. Dobrze napisane dialogi pomiędzy bohaterami umilają nam podróż. Oprawa wizualna sprawia, że wyprawą młodych śmiałków możemy się wręcz delektować. List do króla to produkcja zaskakująco dobrze zrealizowana. Krajobrazy zapierają dech w piersiach. To, co widzimy na ekranie, prezentuje się dużo lepiej niż na przykład w Wiedźminie. Niektóre widoki przywodzą na myśl Władcę Pierścieni, inne Grę o tron. Zdecydowanie jest na czym oko zawiesić, również jeśli chodzi o scenografie i kostiumy. Efekty specjalne i CGI nie grają jak na razie pierwszych skrzypiec, ale próbkę swoich możliwości twórcy dają w finałowym odcinku. Konfrontacja dobra ze złem z końcówki serii, pod względem wizualnym robi duże wrażenie. Jak na razie serial bardzo oszczędnie korzysta z tego typu motywów, ponieważ wątki magiczne są zaledwie muśnięte. Kierunek, jeśli chodzi o estetykę, jest jednak jak najbardziej właściwy.
fot. Netflix
+7 więcej
Sama fabuła mocno trzyma się gruntu. Jest to więc bardziej młodzieżowa Gra o tron niż Kroniki Shannary. Wojny, spiski, intrygi, rywalizacje skonfliktowanych frakcji. Mamy tu nieco dramatu rodzinnego, zawiedzioną przyjaźń i kilka niespodziewanych zdrad. W serialu nie uświadczymy potworów i epatowania motywami stricte fantastycznymi. Działa to na korzyść produkcji, bo dzięki temu możemy skupić się na postaciach i fabule. Ważne jest to, że w tej skierowanej do młodzieży opowieści, twórcy nie omieszkują przekazać pewnych wartości. Część z nich jest tradycyjna, inne bardzo progresywne. Kluczem do całości jest braterstwo i przyjaźń. Przesłanie stare jak świat, ale dzięki temu pewne idee pozostają wciąż żywe. Ważne, że myśl przewodnia nie jest inwazyjna i w odpowiednich momentach ustępuje miejsca bezpretensjonalnej akcji. List do króla to serial zaskakująco dobry. Oczywiście wciąż mówimy tutaj o historii skierowanej do młodzieży, jednak na tej płaszczyźnie format działa bez zarzutu. Niegłupia i nieskomplikowana fantastyka, która nie epatuje nadmierną ilością charakterystycznych dla tego gatunku motywów. Zabawna, momentami ironiczna historia z sympatycznymi i charakterystycznymi bohaterami. Nie ma tutaj nadmiaru przemocy. Tak jak u Marvela – walka trwa nieprzerwanie, ale krwi jakoś nie widać. Idealna pozycja na pierwsze spotkanie kilkunastolatka z gatunkiem fantasy. Dorośli przy tej produkcji będą mogli się również zrelaksować, przypominając sobie klimat powieści przygodowych ze swojego dzieciństwa.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj