Czego tu nie ma! W Loopmancer upchnięto elementy gry akcji, platformówki, roguelike, a także pętlę czasową i nieliniową narrację prowadzącą do kilku różnych zakończeń. Wszystko to w zaskakująco efektownej oprawie napędzanej przez silnik Unreal Engine 4 i w cyberpunkowych klimatach przepełnionych wszczepami, modyfikacjami ciała i wielobarwnymi neonami.  Na papierze brzmi to bardzo ambitnie – szczególnie że mówimy o studiu, w którego dotychczasowym portfolio próżno szukać głośnych tytułów. Jak wyszło to w praktyce?

Cyberpunk 2046

Deweloperzy zdecydowali się zabrać graczy w podróż do niezbyt odległej przyszłości, a konkretnie do roku 2046. Widać przy tym, że Chińczycy podeszli bardzo optymistycznie do przewidywań na temat dalszego rozwoju ludzkości. Świat przedstawiony w grze jest naprawdę imponujący pod kątem dostępnej technologii. Standardem są latające samochody, a ludzie powszechnie korzystają z wszczepów mających na celu zwiększenie ich możliwości.  W centrum tego futurystycznego świata znajduje się główny bohater – Xiang Zixu, prywatny detektyw zajmujący się śledztwem dotyczącym zniknięcia znanej dziennikarki. W pewnym momencie mężczyzna zostaje śmiertelnie ranny. Wbrew pozorom nie jest to koniec gry, bo Zixu po wszystkim budzi się w swoim łóżku i otrzymuje nową sprawę. Ma zająć się... zniknięciem znanej dziennikarki.
fot. Xu
Tak, to jedna z gier stawiających na motyw pętli czasowej. Sposób, w jaki prowadzona jest fabuła, najłatwiej przyrównać do Deathloop. W Loopmancerze zdobywamy nowe fakty i zachowujemy je nawet po śmierci. Dzięki temu każde podejście pozwala nam posunąć całą sprawę do przodu i to nawet wtedy, gdy ponosimy porażkę. Pomiędzy kolejnymi wyprawami trafiamy do pokoju głównego bohatera, w którym mamy do dyspozycji tablice z podsumowaniem naszych dokonań, a także zdjęciami i opisami najistotniejszych postaci, co pozwala nie tylko śledzić postępy, ale i samemu składać do kupy fabularne puzzle. Co ciekawe, choć po screenach i materiałach promocyjnych wydaje się, że mamy do czynienia z prostą "nawalanką", to eBrain Studio poświęciło opowieści zaskakująco dużo uwagi. Nie brak tu dialogów z ekspozycją i fabularnych scenek przerywnikowych, a także kilku interesujących zwrotów akcji. Oczywiście nie jest to coś, co mogłoby rywalizować z czołówką gier stawiających na narrację, ale mimo tego otrzymanie czegoś ponad pretekstową historię było miłym zaskoczeniem!

Fabuła

7 /10

Zagraj, zgiń, powtórz

Przez sposób prezentacji akcji i sam fakt istnienia pętli czasowej można odnieść złudne wrażenie, że Loopmancer to gra roguelike – tak naprawdę mamy tu do czynienia z tytułem zawieszonym gdzieś pomiędzy liniowymi produkcjami a klasycznymi "rogalami". Bo o ile zgon rzeczywiście oznacza rozpoczynanie wszystkiego od nowa (choć z zachowaniem pewnych odblokowanych przedmiotów i ulepszeń), o tyle już nie uświadczycie tutaj pełnej losowości znanej na przykład z Dead Cells czy Enter the Gungeon. W poszczególnych etapach zmienia się naprawdę niewiele – spotykamy tych samych przeciwników, a na końcu czeka nas dokładnie ten sam boss. Przez to dość szybko zaczyna się odczuwać powtarzalność. Na szczęście sam szkielet rozgrywki, na którym zbudowano Loopmancera, jest całkiem solidny – na tyle, że na swoich barkach potrafi utrzymać te mniej udane elementy. Xiang Zixu ma spory arsenał ruchów, który obejmuje władanie kilkoma rodzajami broni białej i palnej, a także dodatkowe narzędzia, akcesoria i specjalne zdolności. Łączenie tego wszystkiego czyni walkę wyjątkowo spektakularną i satysfakcjonującą. Co jakiś czas otrzymujemy możliwość wydawania wirtualnej waluty na odblokowywanie kolejnych narzędzi zagłady oraz ulepszania ich. Mamy więc spore pole do eksperymentowania i poszukiwania swojego ulubionego stylu.
fot. Xu
A eksperymentować zdecydowanie warto, bo przeciwnicy stojący nam na drodze niejako to na nas wymuszają. Jedni zaczynają blokować ciosy mieczem po otrzymaniu kilku uderzeń, inni podatni są przede wszystkim na broń palną, a jeszcze innych najlepiej załatwić poprzez nałożenie na nich statusów, takich jak porażenie czy podpalenie. Dobrze jest testować różne opcje, by być gotowym na to, co może stanąć nam na drodze. Z pomocą przychodzą również stałe ulepszenia, z których część znajdziemy podczas eksploracji, a inne odblokujemy poprzez wydawanie żetonów w naszej bazie wypadowej. Jest tego na tyle dużo, że powinny pomóc ukończyć całą przygodę nawet mniej doświadczonym graczom, bo z czasem nasza postać staje się dużo potężniejsza.  Sama walka przynosi mnóstwo frajdy, ale eksploracja i szeroko pojęte elementy platformowe wypadają gorzej. Choć protagonista jest zwinny – może wykonywać podwójne skoki i szybkie susy – to nie zostało to należycie wykorzystane. Design poziomów jest bardzo prosty, a gdy już pojawiają się jakieś elementy wymagające zręczności, to sprawiają wrażenie dodanych mocno na siłę. Na dodatek w pewnych sytuacjach miałem wrażenie, że wymagają one więcej szczęścia niż faktycznych umiejętności. 

Rozgrywka

7 /10

Spory rozstrzał widać także w samej oprawie. Na statycznych obrazach Loopmancer potrafi zachwycić. Cyberpunkowy świat robi ogromne wrażenie – szczególnie miasto przyszłości rozświetlane kolorowymi neonami. Światła odbijają się na powierzchni ulic, co docenią posiadacze kart obsługujących technologię śledzenia promieni. Gorzej jest w ruchu, bo wtedy zaczynamy dostrzegać, jak bardzo niedomagają niektóre animacje. W przypadku tak szybkiej gry nie zawsze zwraca się na to uwagę, ale są pewne elementy, w których nie sposób tego nie dostrzec. W oczy najbardziej rzuciło mi się miotanie granatami, podczas którego Zixu wygląda tak, jakby chciał wcelować do śmietnika papierkiem po zjedzonym przed momentem wafelku, a nie zamierzał pozbawić życia grupkę przeciwników.
fot. Xu
+1 więcej

Film klasy Z

Najsłabszym elementem produkcji eBrain Studio jest jednak udźwiękowienie. Ścieżka dźwiękowa kompletnie nie wykorzystuje potencjału drzemiącego w cyberpunkowym świecie. Twórcy, zamiast pokusić się na przykład o współpracę z mniej znanymi artystami zajmującymi się muzyką elektroniczną, postawili na zupełnie nijakie utwory, które gubią się na tle dźwięków walki, interfejsu i przeciwników. A skoro już przy tym jesteśmy... angielska wersja Loopmancera jest fatalna – koneserzy kina klasy od B do Z na pewno uznają ją za tak złą, że aż zabawną. Sam główny bohater brzmi akceptowalnie, ale cała reszta wypada w swoich rolach bardzo sztucznie. Szczytem wszystkiego są nieustannie powtarzane przez przeciwników wulgaryzmy, które dosłownie brzmią tak, jakby pełniły funkcję nie tylko przecinka, ale i wszystkich innych znaków interpunkcyjnych. Całe szczęście, że w ustawieniach pozwolono całkowicie wyciszyć wrogów...

Oprawa

7 /10

Ocena końcowa

7/10


Fabuła

7/10

Rozgrywka

7/10

Oprawa

7/10
Spędziłem z Loopmancerem kilkanaście godzin i przez mniej więcej 75% czasu bawiłem się nawet lepiej, niż się spodziewałem. Pozostałe 25% musiałem jednak podzielić pomiędzy rozbawienie i zażenowanie angielskim dubbingiem,  a także powtarzanie poziomów, które po tych 2-3 razach znałem już niemal na pamięć. Mam wrażenie, że twórcy mieli zbyt ambitne plany. Przez to dostaliśmy grę, która zapewnia bardzo dużo potencjalnie ciekawych elementów, ale żaden z nich nie jest w stanie specjalnie się wyróżnić.  Plusy: + solidna grafika; + pełna akcji rozgrywka; + ciekawie rozwiązany system rozwoju. Minusy: - fatalne angielskie głosy; - dość szybko robi się powtarzalna; - niektóre elementy roguelike sprawiają wrażenie dodanych na siłę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj