Niestety dla twórców nie da się uniknąć porównań z oryginalną serią z RDA w roli głównej. Nie chodzi nawet o klimat (którego nie ma), fabułę (która jest strasznie słaba) czy akcję (której jest sporo, ale jakościowo to kino klasy D), a o… zwykłą przygodę i sympatię do bohaterów przedstawionych. Oglądając klasyczną wersję. za każdym razem miało się wrażenie, że to mimo wszystko jest świetna, choć niebezpieczna przygoda. Każdy bohater, który pojawiał się w serialu, wywoływał różne, czasem skrajne emocje. We współczesnej wersji owszem, mamy takie emocje, ale to raczej chęć zniszczenia ekranu, by już więcej ich nie oglądać. Z przygodą ten serial również nie ma nic wspólnego. Wszystko, co dzieje się w ciągu 40 minut, jest nastawione na dużą ilość akcji (koniecznie szybkiej, dynamicznej) przeplatanej „zabawnymi” uwagami głównych bohaterów i sentymentalnymi dyrdymałami, których w każdym wyemitowanym do tej pory odcinku było naprawdę sporo. Twórcy tego serialu, co widać na każdym kroku, za bardzo chcą pokazać, że MacGyver w ich wersji potrafi być tak samo wciągający jak produkcja z lat 80. Niestety dla nich samych strzelili sobie w stopę już w samej premierze, pokazując, że tych, którzy z ogromnym rozrzewnieniem wspominają starego MacGyvera, mają zwyczajnie gdzieś, ucinając nawet klasyczną muzykę z czołówki. Im dalej szli, tym było gorzej, przedkładając klimat tamtego serialu na wypakowaną akcją i wybuchami historię dzieciaka, który bawi się w agenta specjalnego. Niestety inaczej nie można powiedzieć – grający młodego Angusa Lucas Till nie sprawdza się w tej roli, nie pasuje wręcz do niej. Co gorsza, nie prezentuje zbyt dobrej gry aktorskiej – opera się ona głównie na twarzy z uśmieszkiem i bez. I to wszystko. Sposób narracji - zwłaszcza w momentach, kiedy MacGyver wymyśla coś z niczego - odpycha. Dzielenie jednego ekranu na kilka mniejszych, podpisywanie użytych przedmiotów – wygląda to jak marnej jakości przepis z jednego z multum programów kulinarnych (na marginesie, chyba nie było nikogo, kto nie zacząłby się śmiać z „domowej” roboty noktowizora skonstruowanego przez MacGyvera). Sytuacji nie ratują inni aktorzy, włącznie z Amy Acker, która po roli Root w Person of Interest zdecydowanie powinna grać w lepszych produkcjach. Na miejscu afroamerykańskiej społeczności złożyłbym pozew o wielomilionowe odszkodowanie za wprowadzenie czarnoskórego bohatera do tego serialu. Poprawność polityczna związana z obsadzaniem w każdej produkcji przynajmniej jednego czarnoskórego aktora w tym przypadku mocno odbiła się czkawką. Grający współlokatora MacGyvera Justin Hires został sprowadzony do roli energicznego, a przy tym przygłupiego ozdobnika (miernego zresztą) w scenach, w których zwyczajnie nic się nie dzieje. Wykreowanie takiej postaci jest jedną z wielu pomyłek scenarzystów. Co gorsza, to wszystko nadal swoim nazwiskiem firmuje James Wan, który również powinien domagać się odszkodowania za psucie jego wizerunku. Nowy MacGyver to po prostu prawdziwa kpina z każdego – od fanów starego MacGyvera, poprzez ludzi pracujących przy tym serialu, na współczesnych widzach kończąc. Wszyscy, którzy pracowali bądź pracują przy nowym MacGyverze, solidarnie powinni przeprosić za to, co zrobili. Dlatego też plusem - jedynym tego serialu - będzie to, że zostanie anulowany, bo innej przyszłości dla niego nie widać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj