Madam Secretary” przez większość sezonu trzymała odpowiedni poziom i potrafiła odnaleźć swój rytm, łącząc wątki obyczajowe z polityką. Nigdy też nie udawała czegoś, czym nie jest – poważnym serialem z gatunku political fiction, mającym ambicję konkurować z tytanami tegoż. Stawiała raczej na luźniejszy klimat, lekki humor i spokojniejszą akcję. W większości odcinków formuła ta się sprawdzała, dziwi więc, że „There But for the Grace of God” z niej nie korzysta. Twórcy chcieli zaserwować widzom emocjonalną huśtawkę w poważniejszym wydaniu i nie podołali zadaniu, udowadniając, że trzymanie się sprawdzonych, wypracowanych rozwiązań jest czasami korzystniejsze niż silenie się na eksperymenty. Odkąd amerykańsko-irański spisek wyszedł na jaw, Elizabeth musi mierzyć się z zarzutami, jakoby ona i prezydent byli jego częścią. Z tego powodu część środowiska pragnie ją usunąć i chwyta się wszelkich możliwych sposobów. Sekretarz Stanu musi więc stawić się na tajemniczym przesłuchaniu, a kiedy udaje jej się tego uniknąć, przeciwnicy postanawiają dobrać się do niej przez męża. Założenie to samo w sobie jest świetne, bo „Madam Secretary” od początku pokazuje, jak ważna jest rodzina i jak trudno postawić granicę między nią a pracą. Niestety, twórcy kolejny raz popełniają ten sam błąd. Czyny, o które zostają podejrzani Bess i Henry, miały miejsce kilka odcinków temu, a w międzyczasie wydarzyło się tyle znaczących rzeczy, że naprawdę trudno było przypomnieć sobie konkretną sytuację. W efekcie więc cały wątek przesłuchania nie wyszedł tak emocjonalnie, jak wyjść powinien. Mało tego - cała sprawa, której dotyczyło, była tak nieznacząca, że w toku akcji, która miała miejsce w serialu, zwyczajnie przeszła niezauważona. Wątek ten pojawił się więc chyba tylko dlatego, że twórcy nie mieli pomysłu na finał – praktycznie cała sprawa sezonu została rozwiązana tydzień wcześniej, a czymś trzeba było zapełnić ostatni odcinek, wrzucili więc nic niewnoszący zapychacz. [video-browser playlist="693391" suggest=""] Rozwiązanie, które w nim zastosowano, również pozostawia wiele do życzenia. Elizabeth jak zwykle po zaciętej walce z samą sobą postanawia zrobić wszystkim na przekór i uratować sytuację. I tu był potencjał, można to było zakończyć na wiele ciekawych sposobów – zrezygnowanie z posady, wsadzenie jej do więzienia, cokolwiek niespodziewanego, co wywołałoby emocje. Niestety, twórcy postanowili wycofać się na bezpieczne pozycje i uniewinnić McCord. Udowodnili tym samym, że jednak nie mają wystarczająco dużo odwagi, by robić poważny serial o polityce. Na dalszy plan zszedł wątek główny całego sezonu, czyli rozwiązanie zagadki spisku. Przesłuchiwana Juliet dosyć szybko decyduje się na powiedzenie całej prawdy, zrzucając winę na Elizabeth. W efekcie dostajemy całą masę retrospekcji przedstawiających pracę McCord w CIA i powód jej odejścia. I to jest zdecydowanie najjaśniejszy punkt całego „There But for the Grace of God”. Możemy zobaczyć, jak zmienili się bohaterowie i ich priorytety, a we wszystko wplecione zostały momenty obyczajowe, które zdecydowanie wyróżniają się na plus w „Madam Secretary”. Gdyby twórcy skupili uwagę na tym aspekcie, finał mógłby wyglądać dużo lepiej, tym bardziej że opowiedziana w tym wątku historia jest dużo sensowniejsza i dla całości serialu zdaje się mieć większe znaczenie niż sprawa rozdmuchanego przesłuchania. Czytaj również: „Zaprzysiężeni”, „Madam Secretary” i „Podejrzany” po finałach serii – weekendowe wyniki oglądalności Niestety, ten sezon nie zakończył się dla „Madam Secretary” zbyt dobrze. Widz może odnieść wrażenie, że twórcy się wypalili i stracili pomysł na to, jak dalej wyglądać ma serial. „There But for the Grace of God” to zwykły średniak, prezentujący poziom znacznie niższy niż większość odcinków serii. Szkoda, zwłaszcza że to już finał sezonu, więc niesmak pozostanie na długi czas.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj