Madam Secretary umie zapewnić wrażenia pomysłowymi sprawami odcinków, które potrafią zainteresować, są dopracowane i nieprzesadzone. To duży plus obu wątków, bo w odróżnieniu od początku sezonu nie dostajemy tym razem skandali na skalę globalną, których nierozwiązanie może doprowadzić do jakieś wojny światowej czy innego kataklizmu. Obniżenie trochę lotów pani sekretarz to zabieg bardzo potrzebny, bo w pewnym momencie Madam Secretary zaczynało popadać w niemałą przesadę.

Wątek 6. odcinka z Afryką momentami wydaje się trochę idealistyczny i wyprany z realizmu. Oczywiście większość motywów Madam Secretary wchodzi na te rejony, ale przeważnie zachowywano pewien umiar. Tutaj jest pewna przesada, bo bohaterka idzie na żywioł, nie weryfikując dokładnie swojego źródła. Trudno mi do końca powiedzieć, czy to niedopracowanie scenariusza, czy po prostu podkreślenie pewnej cechy postaci (lub oba te elementy), ale nie tworzy to pozytywnego wrażenia. Sam zwrot akcji natomiast jest naprawdę niezły - wprowadza fajny dylemat moralny, który jest świetnie poruszony w jednej z rozmów Henry'ego (Tim Daly) z pastorem. Niby twórcy opierają się na dość banalnych metodach, ale w tym odcinku to zdecydowanie działa.

[video-browser playlist="632884" suggest=""]

Natomiast 7. epizod to już odejście od światowych kryzysów i wejście na zupełnie inne rejony polityki, które dają odetchnąć temu serialowi i wprowadzają trochę świeżości. Motyw bardziej lokalny, ale ważny dla ekonomii Stanów Zjednoczonych stawia zupełnie inne wyzwanie dla bohaterki, która musi się zmierzyć z różnymi przeciwnościami losu. Połączenie politycznych machinacji z korporacyjnymi machlojkami to zabieg skuteczny, ale też wyraźnie razi tu pewna wada. Mogę zrozumieć, że Indie i te fabryki są ważne dla USA, ale czemu twórcy pokazują w tym wątku prezydenta jako korporacyjną marionetkę? To trochę razi, bo ta postać zaczyna w tym serialu odgrywać bardzo marginalną rolę, która przestaje mi się podobać. Wybrano do tej roli niezłego aktora, który powinien być o wiele lepiej wykorzystany, a na razie niestety rozczarowuje.

W obu odcinkach pojawiają się dwa wątki, które miały potencjał na ogromne zwiększenie poziomu Madam Secretary, ale w obu przypadkach twórcy polegli. Nie zrozumcie mnie źle - historia śledztwa w sprawie Nadine (Bebe Neuwirth) i prawdopodobny romans Henry'ego nadal ogląda się dobrze, potrafią zaciekawić, ale ich kulminacja pozostawia po sobie niesmak. Iluzja zrobienia z Nadine szpiega wprowadza coś intrygującego w wydarzenia, ale zmarnowano to banalnym finałem, w którym brakowało jedynie wielkiego "przepraszam" ze strony pani sekretarz. To samo zresztą z idealnym Henrym. Zaczyna mnie to bardzo męczyć, że jest to taki duży stereotyp bez żadnego rozwoju - postać papierowa, która ma jedno zadanie w tym serialu: być kochającym mężem i ojcem. Dlatego też wprowadzenie motywu romansu jest pozytywnym zaskoczeniem, które szybko znika... gdy prawda wychodzi na jaw. Wielkie rozczarowanie, bo już myślałem, że twórcy w końcu wyjaśnią, dlaczego on zachowuje się tak perfekcyjnie, ale nie - nie jest to dla nich ważne. Był tu potencjał na coś naprawdę emocjonującego, a wszystko poszło w banał. Zresztą to samo można powiedzieć o "romansie" pracowników pani sekretarz.

Czytaj także: Świetna oglądalność "Madam Secretary"

Madam Secretary to serial przyjemny, lekki i zabawny, ale pogrążony w stagnacji. W ogóle się nie rozwija i nie próbuje zaskakiwać ani dostarczać czegoś nowego. Kiedy pojawiły się dwa wątki, które miały taki potencjał, za szybko je zmarnowano banałem. Szkoda, bo temat zasługuje na coś więcej.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj