Dużym plusem była postać byłej żony Pete'a, w którą wcieliła się ulubienica wielbicieli science fiction, Jeri Ryan. Po obejrzeniu "Star Trek: Voyager" każdy wie, że Ryan zawsze gra twarde kobiety i nie inaczej było tym razem. Była żona Pete'a jest żołnierzem, która pewniej czuje się w mundurze niż w sukni ślubnej. Przyjechała do Pete'a po pierścień dziadka, który był jej potrzebny, ponieważ ponownie wychodziła za mąż. Wizyta oczywiście nie mogła skończyć się pomyślnie. Nowy artefakt wpadł do jej torebki.
[image-browser playlist="608950" suggest=""]©2011 Syfy
Okazało się, że było to urządzenie jednej z kobiet-faraonów. Metaliczny owad użądlił ją i każdy, kogo dotknęła, stawał się jej niewolnikiem. Cały wątek walki z jej sługami i zniszczenie dnia ślubu był bardzo przeciętny. Brakowało w nim humoru i lekkości, które są typowymi elementami dla tego serialu. Postać Ryan była miłym dodatkiem, ale nie wykorzystano jej potencjału. Niestety cała ta historia nie była w żaden sposób związana z głównym wątkiem sezonu, przez co odcinek sprawia wrażenie zapychacza, który musiał się znaleźć, aby dać widzom chwilę oddechu.
W tym samym czasie nowa para agentów - Claudia i Jinks - tropili manierkę z czasów Wojny Secesyjnej. Nie byłoby to nic trudnego, gdyby nie wykorzystywano jej z przeszło setką innych podczas inscenizacji jednej z bitew. Ten wątek także był bardzo przeciętny, a moc artefaktu niezbyt ciekawa. Jedynym plusem było rozbudowanie relacji pomiędzy Claudią i Jinksem. Dzięki temu możemy pierwszy raz powiedzieć, że nasz nowy bohater zaczyna się aklimatyzować.
Wszystko w tym odcinku stało na przeciętnym poziomie. Brakowało emocji, napięcia, humoru i typowego dla Magazynu 13 klimatu, który przyciąga do ekranu.
Ocena: 5/10
[image-browser playlist="608951" suggest=""]©2011 Syfy