Joann Sfar nie trzeba przedstawiać żadnemu miłośnikowi komiksu europejskiego. Frankofoński twórca ma na swoim koncie pouczającą opowieść o pewnym gadającym kocie, zogniskowaną wokół tematów religijnych, (Kot Rabina (tomy 1-5)). Dobre słowo można powiedzieć również o innych jego dziełach, choćby: wciągających Klezmerach, komiksowej wersji Małego Księcia, a zwłaszcza mocno makabrycznym cyklu przygód Profesora Bella. Recenzowane dzieło, w luźny sposób nawiązuje do złożonej z dwóch grubych albumów serii o wampirze Fernandzie (Grand Vampire, Aspirine), w której Sfar udanie zinterpretował mit o nieśmiertelnych krwiopijcach. W trakcie prac nad Wampirem i jego kontynuacją, twórca Kota rabina postanowił wykreować paralelne uniwersum zamieszkałe przez dziecięcą wersję, nad wyraz uczynnego i dżentelmeńskiego potomka Draculi. W ten sposób zamierzał stworzyć komiks dla młodszego czytelnika – nie unikając przy tym serwowania scen rodem z filmów grozy czy wisielczego, iście czarnego humoru. Jego próby zakończyły się spektakularnym sukcesem, czego dowody znaleźć można w niniejszym albumie.
Źródło: Timof Comics
Protagonista cyklu mieszka w nawiedzonej, posępnej posiadłości z całą masą wszelakich zmor, duchów i fantasmagorycznych postaci. Niesfornego dzieciaka wychowuje dobroduszna matka, Pandora oraz zakochany w niej, kościotrup kapitana przeklętego Latającego Holendra. Otoczenie chłopaka to plejada dziwów, zmyślnych kreatur i straszydeł – czerwone widmo psiaka (Pomiduch) oraz trzej wierni przyjaciele (humanoidalny krokodyl, trójoki stwór oraz odpychający i śmierdzący Morg) są tego najlepszym przykładem. Ważną rolę w komiksie zajmuje małoletni chłopak Michel, którego tytułowy krwiopijca poznaje w pierwszym zeszycie (Mały Wampir idzie do szkoły) i szybko się z nim zaprzyjaźnia. Wprowadzenie do fabuły ludzkiego dzieciaka okazało się strzałem w dziesiątkę – bezbłędnie wypadają relacje Michela z upiorną familią Wampira, jego sytuacja rodzinna (rodzice chłopaka nie żyją, a jego wychowaniem zajmują się wiekowi dziadkowie) oraz jego sposoby postrzegania iście baśniowego świata. Na słowa uznania zasługuje przede wszystkim rozdział Mały Wampir i zielony gwiazdorzy, w którym Sfar dokonuje rewelacyjnej reinterpretacji postaci Świętego Mikołaja. Twórca Klezmerów nie unika przy tym bardziej poważnych tematów, czego świadectwem jest wstrząsający epizod, zatytułowany Mały wampir i dom, który zdawał się normalny. Uzdolniony artysta ukazuje w nim mroczną stronę ludzkości, pragnącej zdobyć profity w świecie potworów. Rozdział ten jest zdecydowanie za bardzo okrutny dla dzieci (trup ścielę się w nim gęsto), co można uznać za pewne niedopatrzenie przy tworzeniu rzeczonego dzieła. Wątpliwie wypadają także niesmaczne upodobania Morga związane ze spożywaniem kup (sic!) oraz mocno dziwaczny, niemal psychodeliczny ostatni rozdział (Mały wampir i sen o Tokio).
Źródło: Timof Comics
Strona graficzna Małego Wampira wypada – jak w przypadku innych albumów Sfara – nad wyraz efektownie. Jego styl jest mocno ekspresjonistyczny i plastyczny. Znany ilustrator nie ma problemów z tworzeniem fantastycznego, a do tego wiarygodnego świata, barwnych istot z pogranicza legend i snów, a także osobliwych miejsc: nawiedzonego domostwa, labiryntowego podziemia znajdującego się pod niepozornym domem czy onirycznego Kraju Kwitnącej Wiśni. Dodajmy do tego bezbłędną, klimatyczną kolorystykę, chwytliwe okładki kolejnych rozdziałów, wyborne wydanie oraz efektowną kompozycję plansz, a otrzymamy wyśmienity komiks grozy. Recenzowane dzieło zdecydowanie adresowane jest do starszych, nastoletnich czytelników. To nie radosne perypetie Hildy z serii Luke’a Pearsona czy zwariowane nowele z cyklu Tymek i Mistrz Leśniaka i Skarżyckiego, ale opowieść w klimatach animacyjnych produkcji Tima Burtona (Miasteczko Halloween, Gnijąca Panna Młoda oraz Frankenweenie).  Słowem: siedem wybornych Przygód wesołego Wampirka.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj