W Małym Zgonie Stefan, kandydujący na burmistrza, otwiera nowo powstałe boisko. Jednak to wydarzenie zostaje przerwane przez fałszywy alarm o niewybuchu, który podniósł Płoszaj. Razem z Markiem postanawiają dobrać się do orlika, wkopując pod murawę niewybuch z jednego z muzeów. W tym czasie Ryszard musi wyciągnąć "swojego" syna z aresztu, a następnie to samo robi z jego kolegą, hakerem, który ma mu pomóc dowiedzieć się o przestępczej przeszłości jego sobowtóra. Niestety za Ryszardem i jego nową rodziną zostaje wysłany płatny zabójca.  Tak jak w poprzedniej recenzji skarżyłem się na dosyć nudnawy wątek dotyczący Ryszarda, tak w tym odcinku zdecydowanie decyduje on o sile historii. Muszę przyznać, że tym razem to właśnie ten aspekt fabuły serialu jest zdecydowanie ciekawszy od elementu dotyczącego Marka. Jest tu sporo humoru, ale i dużo dramaturgii, to wszystko jest całkiem dobrze zbalansowane. Bardzo podobała mi się scena, w której Ryszard uczy klientów gry w pokera lub gdy do knajpy przyjeżdża włoska rodzina i konfrontuje się z właścicielem. W tych scenach jest sporo swojskości i polskiego humoru, jednak z gatunku tego, po którym możemy się szczerze uśmiechnąć. A gdy już dochodzi do niebezpiecznego momentu, gdy na naszych bohaterów zaczyna polować morderca, twórcy podbijają napięcie i robią to naprawdę umiejętnie. Nawet czuć ten stres i strach, który udziela się Ryszardowi i jego nowej rodzinie. Scenarzyści w końcu dali większe pole do rozwinięcia się tego wątku i wyszło to na dobre, szczególnie jeśli chodzi o relacje Ryszarda z poszczególnymi członkami rodziny. Po prostu wierzy się w ich odbudowywanie więzi. I chwała za to.  Natomiast tego samego nie mogę już do końca powiedzieć, jeśli chodzi o wątek Marka. Znowu twórcy nie zachowali tego balansu w historiach obydwu głównych bohaterów i niestety tym razem odbija się to na opowieści o naszym biznesmenie-kryminaliście. Cały ten wątek ma ciekawy zarys fabularny. Sam pomysł z boiskiem i niewybuchem jest naprawdę dobry, jednak jego potencjał nie został za bardzo wykorzystany. Na początku jeszcze to się trzyma samym zamysłem fabularnym, jednak potem jest już tylko gorzej. Po wydarzeniach dotyczących Marka z tego odcinka intryga w jego wątku została nieco popchnięta do przodu, ale na razie nic ciekawego z niej nie wynikło. Jego konszachty i konflikt z czeską mafią miały według mnie o wiele większy potencjał i mam nadzieję, że w pewnym momencie połączą się gdzieś te dwa aspekty historii Marka. Liczę również, że wątek narkotykowego interesu za murami więzienia pójdzie w jakimś bardziej interesującym kierunku, bo ma on w sobie potencjał na coś naprawdę dobrego przy odpowiednim podejściu. Cały czas mam problem z wątkiem dotyczącym pana myśliwego i jego wnuczki. Tym razem wniósł on jeszcze mniej niż w poprzednich odcinkach, a myślałem, że już mniej się nie da. Sceny, w których się pojawiają, nie wnoszą kompletnie nic do historii. W pewnym momencie majaczyło mi małe światełko w tunelu, gdy nasz duet spotkał zabójcę nasłanego przez czeski kartel. Myślałem, że może  w pewnym momencie trójka połączy siły, aby doprowadzić do nawrócenia naszego kryminalisty, jednak nic się nie stało. Mam nadzieję, że twórcy gdzieś trzymają prawdziwą bombę fabularną dotyczącą myśliwego i wnuczki, bo ich wątek powoli staje się po prostu męczący. Natomiast wspomniana przeze mnie postać cyngla naprawdę sprawdza się w tej historii. Nie wnosi on nic nowego do tego rodzaju złoczyńców, których już widziałem wielu w kinie i telewizji, jednak po prostu dobrze spełnia swoją rolę w opowieści. Jest prawdziwym złolem, który nie cofnie się przed niczym, aby zrealizować swój plan. I dobrze.  Nowe odcinki Małego Zgonu naprawiają kilka błędów poprzedników, jednak cały czas robią to kosztem innych elementów składowych opowieści. Mimo tego, stoją one już na nieco lepszym poziomie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj