Czwarta odsłona skupia się w całości na wydarzeniach z 1995 roku i poszukiwaniu złoczyńcy. Z jednej strony to bardzo dobrze, gdyż wydarzenia z tej linii czasowej są najciekawsze z fabularnego punktu widzenia. Z drugiej strony takie poprowadzenie akcji odbiera widzom możliwość podziwiania Paul Bettany jako Teda Kaczynskiego. W zamian dostajemy chwilę z niemalże nieobecną do tej pory żoną Fitza. Wątek rodziny Fitzgeraldów uznaję za największą wadę tego odcinka. Nie mam nic do Elizabeth Reaser, ale jej postać jest w serialu zupełnie niepotrzebna. Aktorka nie ma w zasadzie nic do zagrania oprócz roli typowej, bezpodstawnie zazdrosnej żony, która nie ma w sobie ani trochę osobowości. Po ujrzeniu skrawka przyszłości zgaduję, że bohaterowie się rozstaną, ale mam nadzieję, że będzie to tylko wspomniane, gdyż szkoda czasu na zajmowanie się  nieistotnym wątkiem, gdy sprawa kryminalna jest tak ciekawa. A tym razem FBI ma do czynienia z kolejną grą Unabombera. Tym razem dotyczącą opublikowania jego manifestu. Tutaj na chwilę na scenę wkracza Jane Lynch. Trzeba przyznać, że nieźle sprawdza się w roli prokuratora generalnego Stanów Zjednoczonych i z wielką chęcią  oglądałby ją częściej na ekranie. Nie dostała zbyt dużo czasu antenowego, ale ma taką charyzmę, która łatwo pozwoliła mi uwierzyć, że to odpowiednia osoba do sprawowania tego urzędu.
fot. Discovery
Zdecydowanie najważniejszą częścią Publish or Perish była wielka operacja FBI mająca na celu schwytanie Unabombera. Nie była to co prawda najbardziej widowiskowo nakręcona scena w historii telewizji, ale wcale od niej tego nie wymagałem. Dało się odczuć rozmach oraz skomplikowanie operacji, a to w tym wypadku było najważniejsze. Żałuję jedynie, że w kluczowym momencie zabrakło jakiejś wyrazistej muzyki, która zbudowałaby większe napięcie. Brak wyrazistej ścieżki audio sprawił, że całą sekwencję dotyczącą akcji policji oglądałem bez większych emocji, inaczej niż podczas seansu pozostałej części epizodu. Manhunt: Unabomber to produkcja, którą ogląda się niesamowicie dobrze. Nie żałuję ani minuty spędzonej na śledzeniu poczynań agentów FBI mających na celu złapanie Teda Kaczynskiego. Parę lat temu serial wywarłby na mnie o wiele większe wrażenie, ale dzisiaj po seansie połowy z zaplanowanych odcinków czuję lekki niedosyt. Mam nadzieję, że w drugiej połowie to się zmieni. Cliffhanger z tego epizodu zwiastuje zresztą przyspieszenie akcji. Oby tak się stało.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj