Do pierwszych plotek o wspólnej grze z Mario i Kórlikami podchodziłem ze sporym dystansem. Brzmiało to zbyt kuriozalnie, nawet jak na produkcję tworzoną we współpracy z Nintendo. Nieco później pogłoski się potwierdziły, dostaliśmy zwiastun i… byłem zaintrygowany. Piękna oprawa graficzna, zabawne postacie z dwóch diametralnie różnych światów i taktyczna, turowa rozgrywka. Mimo tego miałem jednak pewne obawy, ale jak się okazało – zupełnie niepotrzebnie. Tym, co zaskoczyło mnie już na samym początku, jest przedstawiona w grze historia, a twórcy zgrabnie wytłumaczyli nam, w jaki sposób Kórliki trafiły do Grzybowego Królestwa i dlaczego niektóre z nich przywdziały stroje Mario i jego kompanów. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale napiszę tylko, że szalone, pozbawione zdrowego rozsądku Kórliki i nowoczesna technologia nie są najbezpieczniejszym połączeniem… W grze nie brakuje też specyficznego humoru, który nie do każdego musi trafić - mnie prezentowane tu gagi bawiły, ale jestem świadom tego, że uszaci bohaterowie mogą niektórych irytować. Początkowo wydaje się, że mamy do czynienia z typową grą o wąsatym hydrauliku (poza tym, że kontrolujemy 3-osobową drużynę) – przemierzamy kolejne, prześliczne lokacje, zbieramy złote i czerwone monety, a od czasu do czasu rozwiązujemy proste zagadki logiczne z wykorzystaniem otoczenia, za co jesteśmy nagradzani skrzynkami z różnego rodzaju nagrodami – od utworów muzycznych, poprzez trójwymiarowe modele postaci, a na dodatkowych broniach kończąc. Wszystko zmienia się w momencie natrafienia na pierwszych przeciwników – lokacja zostaje odpowiednio ograniczona, a obie drużyny (nasza i oponentów) wykonują ruchy w następujących po sobie turach. Już po zaledwie kilku starciach miałem pewność, że porównania Mario + Rabbids: Kingdom Battle do serii XCOM nie były przesadzone. To faktycznie bardzo podobna mechanika zabawy, w której pewne mechanizmy zostały nieco uproszczone, inne zaś – dodatkowo rozwinięte. Wyjątkowo dobre wrażenie robi tutaj szeroki wachlarz ruchów, jakim dysponują nasi bohaterowie. Do ich rąk oddano dwie zróżnicowane bronie (wśród nich m.in. odpowiedniki shotgunów, wyrzutni rakiet, granatów itp.) oraz dwie specjalne zdolności. Do tego dochodzą też umiejętności związane z ruchem, czyli wślizg i skok w powietrze po odbiciu się od sojusznika, co może zostać zakończone upadkiem na głowę przeciwnika. Jakby tego było mało, deweloperzy dali nam sporą swobodę i jedna postać może w ciągu jednej tury wykonać ruch, zaatakować i wykorzystać umiejętność. Szybko uczymy się łączyć to w efektowne kombosy – możemy uruchomić specjalne zdolności Mario i Luigiego, będące odpowiednikiem Warty z XCOMa, a następnie aktywować je poprzez podpalenie przeciwnika i wywabienie go tym samym z bezpiecznego miejsca. Również sam sposób, w jaki stworzono pola bitwy, zasługuje na pochwały, a przy tym zachęca do kombinowania. Poszczególne lokacje są rozległe i wielopoziomowe, możemy po nich skakać lub przemieszczać się przy pomocy charakterystycznych rur z kórliczymi uszami. Znajdując się nad przeciwnikiem, otrzymujemy bonus do zadawanych obrażeń. Nie mogło tu również zabraknąć osłon, które dzielą się na kilka rodzajów – zniszczalne, niezniszczalne, jak i takie, które dają nam 50 lub 100% szansy na obronienie się przed wrogim atakiem. Wszystko to sprawia, że Mario + Rabbids: Kingdom Battle nie jest „ubogim krewnym XCOMa”, czego niektórzy się obawiali. To faktycznie całkiem rozbudowana i wymagająca turowa gra taktyczna.
fot. Ubisoft
Poziom trudności rośnie tutaj stopniowo, a rozgrywka zaczyna się dość niewinnie. Pierwsze walki przechodzimy bez większych problemów, osiągając maksymalne wyniki (które następnie premiowane są nagrodami w postaci złotych monetek). Z czasem jednak trafiamy na coraz bardziej wymagających przeciwników – dysponujących tarczami, zadających ogromne obrażenia lub skaczących po polu bitwy. Co jakiś czas walczymy również z bossami, z których każdy posiada inne zdolności i słabości. Ogólnie jednak – łatwo nie jest, chociaż barwna oprawa graficzna mogłaby sugerować, że jest to pozycja tworzona przede wszystkim o młodszych graczach. Sam kilka razy spotkałem się z koniecznością wczytania gry, bo moje błędy sprawiły, że przeciwnicy zlikwidowali wszystkich członków mojej drużyny. Ciekawostką jest jednak możliwość odpalenia „easy mode”, dzięki któremu nasi bohaterowie zostają uleczeni i mają więcej punktów życia – dzięki temu również osoby młodsze lub mniej zaznajomione z tym gatunkiem mogą z powodzeniem brać udział w zabawie. I w ten sposób chciałbym przejść do jednego z ciekawszych aspektów gry Mario + Rabbids: Kingdom Battle, a mianowicie grywalnych postaci. Tych mamy tu 8: jest Mario, Luigi, Peach, Yoshi oraz ich kórlicze odpowiedniki. Jednocześnie w drużynie mamy miejsce dla 3 bohaterów, co wymusza na nas konieczność wybrania odpowiednich herosów. A warto to przemyśleć, bo każda z postaci ma nieco inne zdolności i uzbrojenie i pełni inną rolę na polu bitwy. Dla przykładu: Kórlik Mario potrafi przyciągać do siebie oponentów i zadaje duże obrażenia obszarowe, a Luigi ma mało punktów życia, jednak dysponuje sporym zasięgiem. Do tego dochodzą też talenty, które możemy wykorzystać do wzmocnienia umiejętności lub niwelowania słabych stron postaci, a także możliwość kupowania nowych broni, które również mają ogromny wpływ na rozgrywkę – jedne pozwalają odrzucać przeciwników, inne podpalać ich lub uniemożliwiają im ruch.
fot. Ubisoft
Ogromną niespodzianką jest też długość gry. Mamy tutaj kilka zróżnicowanych światów, z których każdy podzielono na pomniejsze rozdziały i ukończenie tylko ich zajmie nam około 20 godzin. Na tym jednak nie koniec – po wstępnym przejściu każdego ze światów mamy możliwość powrotu w celu poprawienia naszych wyników w poszczególnych walkach, odkryciu sekretów i skrzynek (do niektórych potrzebujemy określonych, zdobywanych później, zdolności), a także brania udziału w wyzwaniach, które potrafią poważnie zmusić nas do myślenia i bywają naprawdę trudne. A gdyby i to było dla Was niewystarczające to w Mario + Rabbids: Kingdom Battle znalazł się…tryb kooperacji, z własnymi poziomami, przeznaczonymi dla dwóch osób grających przy jednej konsoli – każda kontroluje dwóch wybranych przez siebie bohaterów. Krótko mówiąc – w Grzybowym Królestwie czeka na nas mnóstwo zajęć! Nie mógłbym pominąć również jeszcze innej, ogromnej zalety nowej produkcji Ubisoftu. Ich gra jest po prostu przepiękna i widać to zarówno po podłączeniu Switcha do telewizora, jak i w trybie mobilnym. To jedna z najładniejszych gier tego roku. Jasne, Uncharted: The Lost Legacy czy Horizon: Zero Dawn wypadają dużo lepiej pod względem technicznym i momentami są niemal fotorealistyczne, ale Mario + Rabbids przypominają film animowany. Lokacje są zróżnicowane i barwne, postacie (zarówno z uniwersum Mario, jak i Kórliki)  świetnie zaprojektowane, a ich animacje potrafią wywołać uśmiech na twarzy. I oczywiście, można tu przyczepić się do drobnych niedoskonałości, jak np. nieco rozmytych i gorszej jakości obiektów widocznych gdzieś w tle, ale nie mają one większego wpływu na postrzeganie oprawy w tej produkcji.
fot. Ubisoft
+29 więcej
Świetnie wypada też muzyka, ale trudno się temu dziwić – do pracy nad tym elementem gry zatrudniono Granta Kirkhope’a, uznanego kompozytora, który zdobył wiele branżowych nagród i przez lata tworzył muzykę m.in. dla kultowych gier firmy RARE. Ścieżka dźwiękowa, na którą składają się ponad 2 godziny utworów, zawiera przeróżne kompozycje – bardziej i mniej dynamiczne, jednak zawsze są one dobrze zgrane z wydarzeniami na ekranie. Wszystkie łączy jedno – świetnie pasują do radosnego, barwnego klimatu tej produkcji. Trudno powiedzieć tutaj coś więcej na temat dubbingu – słownictwo Kórlików ogranicza się do częstego wykrzykiwania „BWAAAAAH!”, zaś reszta postaci również nie mówi zbyt wiele. Charakterystyczne „lets a go!” i inne kwestie Mario wypowiada jednak Charles Martinet, który podkłada głos temu sympatycznemu hydraulikowi już od ponad 20 lat. Nie boję się tego napisać – Mario + Rabbids: Kingdom Battle to dla mnie największe zaskoczenie tego roku i potencjalny system-seller konsoli Nintendo Switch. Po cichu liczyłem na sukces tej produkcji, ale naprawdę nie podejrzewałem, że w moje ręce trafi gra, która przyciągnie mnie do ekranu na tak długo, a jednocześnie sprawi tyle radości. Ciężko jest mi się do czegokolwiek przyczepić, poza pewnymi drobnostkami, jak okazjonalne problemy z pracą kamery, czy wspomniane już wcześniej rozmyte elementy tła. Widzę tutaj jedynie dwie potencjalne wady, które mogą niektórych odstraszyć od dzieła Ubisoftu – same Kórliki, których humor nie do wszystkich trafia oraz brak polskiej wersji językowej. Nawet wtedy warto jednak dać tej produkcji szansę – na specyficzne żarty można przymknąć oko, a samego tekstu w grze zbyt wiele nie ma i do zaznajomienia się z nią wystarczy jedynie bardzo podstawowa znajomość języka angielskiego. PLUSY: + eksploracja, walka, zagadki; + rozbudowane starcia; + wymagająca, ale sprawiedliwa rozgrywka; + przepiękna oprawa graficzna; + ścieżka dźwiękowa; + specyficzny humor; + zawartość na wiele godzin. MINUSY: - drobne niedoskonałości graficzne; - momentami nieco problematyczna praca kamery; - brak polskiej wersji językowej; - specyficzny humor (niektórym może przeszkadzać).
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj