Spełnić należało nie tylko oczekiwania fanów pierwowzoru, ale i widzów, których dotychczas niespecjalnie interesowały przygody Asha i spółki. Mimo że za scenariusz i produkcję odpowiadał zarówno Raimi, jak i Bruce Cambell, pierwowzór pozostał dziełem niedoścignionym. Połączenie klasyki z nowoczesnością udało się urugwajskiemu twórcy tylko połowicznie.
Film otwiera klimatyczne backstory. Młoda dziewczyna opętana przez demona zostaje poddana obrzędowi oczyszczenia. Cały proces wydaje się mieć pomyślne zakończenie - ciało nieszczęsnej kobiety spalono. Zło zostaje więc uśpione w czeluściach opuszczonego domostwa. Do momentu, gdy grupka młodych ludzi przybywa tam jakiś czas potem. W ich ręce trafia legendarna księga zmarłych, zawierająca tajemniczą inwokację. Nieświadomi tego, co ich czeka, przez przypadek przywołują dawno zapomniane demony.
[image-browser playlist="592539" suggest=""]©2013 TriStar Pictures
"Martwe zło" straszy w pięknej scenerii, Alvarez jest bowiem przede wszystkim znakomitym rzemieślnikiem, który dzięki intrygującym zdjęciom i niebanalnej pracy kamery potrafił wykreować klimat rodem z największych klasyków kina grozy. Las budzi przerażenie, drewniana podłoga skrzypi w odpowiednich momentach, a opuszczony domek wygląda na idealną scenerię do odprawiania egzorcyzmów. Pierwsza połowa filmu to rasowy straszak, którego atmosfera udanie koresponduje z oryginałem Raimiego. Im większe jednak rozbestwienie demonów, tym bardziej cała historia staje się brutalna, skłaniając się tym samym w kierunku typowego kina gore. Posoka leje się strumieniami, a kończyny zostają zgrabnie odcinane.
Do pełnej satysfakcji brakuje jedynie odpowiedniego scenariusza, przesyconego czarnym humorem, który był siłą napędową oryginalnego "Martwego zła". Dzieło Alvareza cierpi jednak z powodu kulawych dialogów i powielania gatunkowych kliszy. Mamy więc obowiązkowo samotną wędrówkę do ciemnej piwnicy, rozdzielanie się w najmniej odpowiednim momencie i dziewczynę w przykrótkich szortach, filmowaną z perspektywy podłogi. O ile takie oczywistości w niedawnym "Domu w głębi lasu" okraszone były sporym dystansem i humorem, o tyle w "Martwym złu" sprowadzają się do coraz większego banału. Na szczęście bardzo dobrze odnajduje się w tej sytuacji Jane Levy, która przeżywała ciężkie chwile, gdy fani oryginału dowiedzieli się, że Asha zastąpiono postacią kobiecą. Mimo to aktorce udało się stworzyć równie ciekawą bohaterkę, wiarygodną tak w sferze komediowej, jak i demonicznej. To właśnie ona, do spółki z wyalienowanym jak zwykle Lou Taylorem Puccim, bryluje na ekranie. Momentami ocierając się o parodię, duet bierze w cudzysłów postaci typowej final girl i slasherowego nerda.
Można więc ubolewać, że "Martwe zło" padło ofiarą mody na remaki, jest tylko i wyłącznie skokiem na kasę, a w ogóle to zostanie zapomniane po miesiącu od premiery. Niemniej jest to całkiem sprawnie nakręcony obraz, który stara się przebić przez prawdziwy gąszcz horrorów regularnie zalewających kina. Pytanie tylko, na ile skutecznie.
[image-browser playlist="592540" suggest=""]©2013 TriStar Pictures
Ortodoksyjni fani pamiętnego debiutu Sama Raimiego mogą poczuć się rozczarowani. Alvarez stworzył bowiem dzieło dość nierówne, które zbliżając się ku końcowi coraz bardziej zaczyna przypominać efekciarską, na siłę wydłużaną feerię barwnych obrzydliwości. "Martwe zło" jest więc niczym więcej jak elegancko nakręconym remakiem. Pozbawiony równie dobrej podpory scenariuszowej będzie jednak tylko nową wersją kultowego horroru. Momentami dość nieudolnie operując formą gatunkową, Alvarez sprowadza całą historię do niezamierzonej parodii, wywołującej uśmiech politowania.
Można rzec - nie ten czas, nie to miejsce, a w tak wyeksploatowanym gatunku, jakim jest horror, trudno powiedzieć coś nowego. Film Urugwajczyka nie ma więc tego samego zaplecza historycznego, które sprzyjało dziełu Raimiego. Dziś, gdy podobnych tworów jest dużo więcej, powtórzenie sukces oryginału, który święcił triumfy w najbardziej sprzyjających slasherom latach 80., byłoby nie lada wyczynem.
Zgrabnie zrealizowany remake nie oferuje co prawda nowego spojrzenia na gatunek, nie mówi nic, co do tej pory nie zostało powiedziane, ale może zapewnić niezobowiązującą rozrywkę na wieczór. Szczególnie ci, którzy nie szukają w filmie Alvareza jak najwierniejszego odwzorowania oryginału, mogą wyjść z kina zadowoleni. Będą połechtani tym, że ponoć nie było jeszcze tak przerażającego filmu jak ten, który właśnie widzieli. "Martwe zło", wracając po raz kolejny do życia, nadal może więc straszyć, mimo że tym razem czyni to już bez większego polotu.
Ocena: 6/10