Twórcy Marvel's Spider-man powinni zrozumieć, że jedynym sposobem na odwrócenie uwagi od problemów technicznych jest poprawienie jakości fabuły. Ta zaś pełna jest dziur logicznych oraz niezrozumiałych i niepotrzebnych zmian komiksowej mitologii.
Najnowsze trzy odcinki, wyemitowane jednego dnia, składają się w znaną wszystkim fanom historię z symbiotem. Z racji tego, że na przestrzeni lat była ona adaptowana wiele razy, scenarzyści powinni znaleźć sposób, by opowiedzieć ją, nie nudząc fanów pajączka oraz by była zgodna z duchem produkcji. Dobra wiadomość jest taka, że przynajmniej w tym drugim przypadku im się udało. Tylko czy to dobrze?
Rozbicie wątku symbiota na trzy epizody było rozsądną decyzją. Dzięki emisji jednego dnia zaś stworzono tryptyk, który działa jednocześnie zarówno jako wspólna całość, jak i zupełnie oddzielnie od siebie. Chociaż „działa” to nie do końca dobre słowo, gdyż w Marvel’s Spider-Man niewiele rzeczy zrobionych jest tak jak powinno. Moje negatywne odczucia potęguje również znudzenie tym materiałem. Istnieje tyle świetnych, nieeksploatowanych w kreskówkach, historii z pajączkiem w roli głównej, a ludzie u władzy i tak po raz kolejny wciskają widzom coś, co ci do tej pory powinni znać równie dobrze jak historię początków Spider-mana.
Trylogia rozpoczyna się znośnym przedstawieniem kolejnego znanego wroga pajączka – Sandmana. Tutaj należą się pochwały twórcom, gdyż postać ta została przedstawiona z mniej złowieszczej strony, niż to było do tej pory w kreskówkach, a co najważniejsze dla Marvel's Spider-man Sandman nie jest super zdolnym nastolatkiem uczącym się w Horizont High albo Osborn Academy, tylko bliższym oryginału rzezimieszkiem pracującym dla Hammerheada (który ze względu na styl graficzny kreskówki wygląda wręcz beznadziejnie). Całą historię psuje jednak obecność córki Sandmana, która jest uzdolnionym nastolatkiem (o czym wspomina) oraz posiada niezrozumiałą niechęć do ojca, jego moce oraz pracuje dla wspomnianego wyżej gangstera.
Siódmy odcinek, Symbiotic Relationship, skupia się w całości na wątku symbiota oraz złego wpływu, który ma na Petera. Jest tutaj wszystko, czego można się spodziewać po tej historii: wiele irytującego Parkera, konkluzja o niepożądanych skutkach ubocznych kostiumu oraz uwolnienie się od niego. W szukaniu własnej tożsamości Marvel's Spider-man zrobił coś, by zaskoczyć widzów i tak w historii uczestniczy Norman Osborn oraz dwóch Vulture'ów, brakuje Eddiego Brocka (ten się pewnie pojawi w przyszłości), a w związku z tym nie ma słynnej sceny z dzwonami.
Z kostiumu uwalniają Petera wyżej wymienieni złoczyńcy i robią to w sprawny sposób. Dziwi to, gdy pod uwagę weźmie się inteligencję szefa latających zbirów. Można złapać się za głowę, gdy Spider-man odbiera Osbornowi skrzynkę z symbiotem. To było zbyt naiwne. Tak samo jak niedorzeczna konkluzja Parkera o pochodzeniu czarnej mazi. Losowo strzelił, że to substancja z kosmosu i wziął ją za pewnik. Nastoletni bohater, sprowadzający wszystko do nauki, bez naukowych przesłanek, tak po prostu, zgaduje pochodzenie nieznanego przedmiotu.
Wielki finał tryptyku, czyli Stark Expo, wypada prawie przyzwoicie. Cameo Tony'ego Starka podwyższyło nieco jakość, gdyż nie był to zły występ. W końcu pojawił się ktoś z wielkiego uniwersum Marvela, a to niemal zawsze wpływa pozytywnie na odcinki. Do tego Iron man oraz Spider-man łączą siły, by zmierzyć się z przeciwnikiem należącym do repertuaru tego pierwszego superbohatera – Ghostem. Sporą część przyjemności z seansu zabiera w tym epizodzie niestety Max Modell. Jego głupota jest nie do zaakceptowania. Nie rozumiem, jakim cudem nie potrafi on (a przecież gość to ponadprzeciętny naukowiec) skojarzyć Petera ze Spider-manem.
Niestety w Marvel's Spider-man jest tak, że nawet warstwa wizualna nie ratuje tego tytułu, a wręcz ciągnie go w dół. Tak jakby rysownicy chcieli „dorównać” do poziomu scenarzystów. O Hammerheadzie już wspomniałem, ale kiepskiego wyglądu Iron mana również nie mogę przemilczeć. Zarzuty mam także do sieci wypuszczanych przez Spider-mana w stroju symbiota. Peter mówi, że jego sieć w tym przebraniu się nie kończy, co ma sens, jest zgodne z oryginałem, ale dlaczego nie jest ona czarna?
Na papierze najnowsze trzy odsłony Marvel's Spider-man nie były złe: przeciwnicy w końcu nie byli dziećmi, wszystkie odcinki miały wspólny temat przewodni oraz pojawił się Iron man, a to obecnie jedna z najbardziej uwielbianych postaci z komiksów Marvela. Fabuła niestety ciągle jest naiwna, głupia oraz zbyt dziecinna, by trafić w gust starszego fana.