Kryptonim: Shadow Dancer Jamesa Marsha to opowieść o brytyjskim wywiadzie i kobiecie zwerbowanej do inwigilowania struktur IRA. Opowieść prowadzona jest w niespieszny, stonowany sposób, przypominający chwilami paradokumentalny, nieupiększony styl. Pozwala on na bliskie przyjrzenie się bohaterom i rodzącemu się w nich strachu.

Gęsta atmosfera jest zasługą klarownego sposobu prowadzenia historii, w którym umiejętnie buduje się poszczególne sekwencje przez sam obraz. Znaczącym jest bowiem, że w bardzo wielu scenach niewiele się mówi. Poszczególne kadry są jednak zestawione ze sobą tak, że widz doskonale wie, co w tym momencie dzieje się na ekranie. Świetny jest już sam prolog rozgrywany w Belfaście w 1973 roku. Nienachalnie emocjonujący dzięki prostocie i stylowi wykonania. Gra spojrzeń, umiejętnie wykorzystana cisza, czy wreszcie – znaczący gest zamknięcia drzwi. Mimo że scena rozgrywa się w większości bez słów, widz doskonale rozumie wszystkie emocje i przemyślenia bohaterów. Prolog stanowi zresztą zwiastun stylu panującego w dalszej części obrazu.

Niezwykle interesująca jest także kolejna scena z Londynu w 1993 roku, gdy widzimy kobietę podróżującą pociągiem. Dzięki temu, że na początku tej sekwencji kamera długo skupia się na torebce Collette, widz od razu wyczuwa, że coś jest na rzeczy, że zaraz wydarzy się coś niespodziewanego. Ważne jest też to, iż kamera wciąż podąża za kobietą ukazując jej twarz, która wyraża niepewność oraz bicie się z własnymi myślami. To sprawia, że historia zaczyna wciągać i ogląda się ją z zainteresowaniem.

[image-browser playlist="591029" suggest=""]
©2013 Paramount Pictures

Zasługa w tym scenariusza powstałego na podstawie powieści "Shadow Dancer", którą na ekran zaadaptował sam jej autor, Tom Bradby. Skrypt zaskakuje kilkoma interesującymi woltami, a napięcie utrzymuje poziom przez cały seans. Dobrze spisali się także aktorzy. Świetna jest w szczególności Andrea Riseborough, która potrafiła niewielkimi środkami mimicznymi wyrazić wiele emocji swojej bohaterki. W każdym momencie wiemy, co przeżywa Collette. Pomagają jej dobrze dobrane kadry i takaż muzyka. Wszystkie elementy świetnie współgrają ze sobą, w prosty sposób ukazując dramatyczną sytuację, w jakiej znalazła się kobieta.

Pozostali członkowie obsady wypadli równie wyraziście, grając swoje postaci w stonowany i spokojny sposób. Clive Owen jako agent, który zaczyna coraz mocniej przejmować się losami swojej "wtyczki", wiarygodnie oddaje rodzącą się w nim determinację dla poprawy jej losu. Jego szefowa (Gillian Anderson) jest profesjonalnie wyniosła i oziębła, zaś członkowie IRA pod powłokę dobrych manier skrywają bardziej nieokiełznaną, drapieżną naturę. Bez mrugnięcia okiem są w stanie torturować i zabijać innych, byle tylko wydobyć niezbędne informacje. Najciekawszy z nich jest Kevin Melville (David Wilmot I), który samą swoją obecnością potrafi zastraszyć innych dzięki swojej wysokiej pozycji.

Kryptonim: Shadow Dancer przyciąga prostotą swojego stylu. Ukazuje świat agentury brytyjskiego wywiadu w sposób przywodzący na myśl "Szpiega" Thomasa Alfredsona, który w równie stonowany sposób poruszał podobną problematykę. O ile jednak tam położono nacisk na wewnętrzne potyczki agentów, tutaj skupiono się na wpływie decyzji władzy na los pojedynczej jednostki samodzielnie wchodzącej do sytuacji, w której pętla podejrzeń samowolnie zaciska się wokół jej szyi. Bardzo dobra produkcja dająca do myślenia.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj