To nie tajemnica, że Mecenas She-Hulk nie jest najlepszym serialem MCU. Żarty nie śmieszą, wątki prawnicze są traktowane po macoszemu, scenariusz zawodzi i nawet utalentowana Tatiana Maslany nie jest w stanie za wiele z niego wycisnąć. Żartowałam sobie wcześniej, że nawet Daredevil nie byłby już w stanie tego uratować. Na szczęście... chyba się myliłam. Charlie Cox jako Matt Murdock jest genialny – wprowadził trochę niewymuszonego humoru i pomógł Jennifer Walters stać się ciekawszą postacią. Pytanie brzmi: czy nie jest już za późno?  Ocenienie tego odcinka może być najtrudniejszym wyzwaniem do tej pory. Z jednej strony to chyba najlepszy epizod Mecenas She-Hulk. Był naprawdę zabawny i pełen akcji. Wreszcie trochę lepiej rozumiem Jennifer Walters. Problem polega na tym, że nie jest oddzielnym bytem, dryfującym z dala od reszty produkcji. W związku z tym trzeba patrzeć na niektóre wątki przez pryzmat wszystkiego, co wydarzyło się wcześniej. A jak wiemy, do tej pory z tygodnia na tydzień jakość spadała, zniechęcając widzów do oglądania. Nawet ja, czekająca na premierę przez wiele miesięcy, zaczynałam patrzeć na ten serial jak na przykry obowiązek, a nie przyjemność. I to powstrzymuje mnie przed wystawieniem bardzo wysokiej oceny, ponieważ poprzednie niedociągnięcia i niedopracowane wątki wciąż są gdzieś w tle 8. odcinka. Nie da się wszystkiego uratować tuż przed finałem. 
Fot. Marvel/@Murdocklorian (Twitter)
+9 więcej
Dlaczego 8. odcinek Mecenas She-Hulk był lepszy od poprzednich? Charlie Cox jako Matt Murdock jest niezwykle charyzmatyczny i – tak jak już wspomniałam – wprowadził do produkcji trochę humoru. Poprzednie odcinki miały wiele wymuszonych żartów, którym brakowało subtelności i lekkości. Dobrym przykładem jest zdjęcie maski jeżozwierza w poprzednim epizodzie, z której wydobył się okropny smród. Ta scena miała zapewne rozbawić widzów, ale wywołała głównie ciarki zażenowana. Problem w tym, że w Mecenas She-Hulk jest mnóstwo takich momentów. Brakuje tu czegoś, co trochę wyważyłoby dowcipy niskich lotów. Gdyby takie gagi pojawiały się tylko od czasu do czasu, przeplatane bardziej wyszukanym humorem, zapewne nie byłoby problemu. Serwowane jeden po drugim, okropnie męczą. Dlatego z ulgą przyjęłam to, że 8. odcinek rzeczywiście można nazwać komedią. A najlepsze i najzabawniejsze momenty są właśnie zasługą Daredevila.  To nie jedyny sukces Matta Murdocka. Muszę przyznać, że do tej pory nie lubiłam Jennifer Walters i nie mogłam odgadnąć, kogo właściwie twórcy chcą nam przedstawić. Tak jakby sami nie mogli się zdecydować, czy chcą wygadaną i wredną prawniczkę, czy może trochę wycofanego przegrywa, dla którego nowe supermoce są ucieczką od zwyczajnego życia. Nawet stosunek bohaterki do przemiany w Hulka wydawał mi się dość niejasny. Czy bohaterka cieszy się z tego, bo czuje się w zielonej skórze atrakcyjna? Czy może jest zła, bo przeszkadza jej to w karierze? W serialu widać wiele rozpoczętych pomysłów, jednak żaden z nich nie wybrzmiewa, przez co Jen wydaje się po prostu nudna. Daredevil choć na chwilę to zmienił. To bardzo ciekawe, bo wyciągnął na wierzch wszystkie wady i zalety koleżanki po fachu – i to w sposób, który zrobił z niej bardziej wielowymiarową postać. https://twitter.com/DiscussingFilm/status/1577701937939718146 Przykład? Mają zupełnie inne podejście do pracy. Matt pragnie załatwić sprawę po cichu i profesjonalnie, a She-Hulk entuzjastycznie miażdżyłaby wszystko w drodze do celu. To jest fajne na wielu płaszczyznach. W pierwszych odcinkach podczas treningów z Bruce'em Bannerem można było odnieść wrażenie, że Jen poucza swojego krewnego, który ma o wiele większe doświadczenie od niej. Za to tym razem musiała przyznać, że Daredevil jest w tym biznesie dłużej niż ona i prawdopodobnie zna się na rzemiośle herosa lepiej. I to jest przepis na sympatycznego amatora: Jennifer, podobnie jak niegdyś Spider-Man, popełnia błędy, bo dopiero uczy się superbohaterstwa. Twórcy powinni to sobie gdzieś zapisać (dużymi literami!): wady są dobre, ponieważ umożliwiają rozwój. Relacja Matta i Jennifer jest po prostu urocza. Wydaje mi się, że mogą stać się ważną parą w MCU, jeśli ten romans będzie kontynuowany. Mecenas She-Hulk byłoby o wiele lepszym serialem, gdybyśmy widzieli Jen w takiej odsłonie za każdym razem.  Jeśli chodzi o fabułę, to sama końcówka 8. odcinka, w której Intelligencia próbuje upokorzyć She-Hulk, jest naprawdę mocna. Warto dodać, że takie zagrywki (jak udostępnianie intymnych filmików czy zdjęć kobiety bez jej zgody) są bardzo powszechne w dzisiejszych czasach. Wystarczą, by zrujnować komuś reputację. To ciekawe, że można zniszczyć człowieka na wiele sposobów, ale w przypadku kobiety wystarczy zwykły slut-shaming i wszyscy są tak oburzeni, jakby na boku prowadziła handel narkotykami. Przecież to tylko dorosły człowiek uprawiający seks z innym dorosłym człowiekiem. Ta scena była potrzebna, by Jennifer straciła kontrolę nad sobą, bo to, jak wiemy, może pociągnąć za sobą kolejne konsekwencje. Jestem ciekawa, czy zachwyt ludzi nad She-Hulk szybko zamieni się w nienawiść i sprawi, że prawniczka pozna ciemniejszą stronę przemiany w Hulka.  Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to chciałabym, by trochę więcej czasu poświęcono temu, jak She-Hulk zniszczyła fragment parkingu i samochód w walce z Daredevilem. Dlaczego? Bo to serial o prawniczce, więc byłaby to idealna okazja, by pokazać, kto w takiej sytuacji ponosi koszty i jak w ogóle właściciele uszkodzonych dóbr reagują na coś takiego. To takie przyziemne skutki uboczne wielkich i małych starć herosów, które dotykają zwykłych ludzi. Właśnie takich wątków oczekiwałam po tym serialu. W końcu Jen miała reprezentować normalne osoby wciągnięte w to całe szaleństwo. Dostaliśmy dobry odcinek, ale czy nie za późno? Dopiero w 8. odsłonie bohaterka jest taka, jaka powinna być od początku. A następny epizod to już finał. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj