Gdy w tytule filmu jest mowa o "kochaniu" lub "zakochanych", zwykle mamy do czynienia z kinem lżejszego kalibru. Ostatni, raczej wyłącznie rozrywkowy, Woody Allen to przecież "Zakochani w Rzymie", a z ekranów zeszła także rodzima komedia kryminalna "Podejrzani zakochani". Tymczasem "miłość" to zdaje się więcej niż tylko "kochanie". Gdy mowa o tym pierwszym, ludzie najczęściej walczą o uczucie w obliczu epidemii niszczącej zmysły ("Ostatnia miłość na Ziemi"), pokonują Parkinsona ("Miłość i inne używki") lub po prostu zmagają się ze starością (wspomniana już "Miłość" Hanekego"). Sławomir Fabicki wpisuje się w ten nurt, pokazując pełną emocji historię rozpadającego się małżeństwa.
Zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami film opowiada o losach kobiety, która stała się obiektem pożądania swojego szefa. Choć o sytuacji mówiła mężowi, ten zignorował potencjalne zagrożenie, skupiając się na korzyściach, jakie mogą z jej atrakcyjności wyniknąć. Gdy na kilka dni przed rozwiązaniem ciąży bohaterki szef dokonuje gwałtu, małżeństwo przechodzi trudną próbę wytrzymałości. To nie tylko trauma dla kobiety, ale również dla jej partnera. Właściwie to ona nawet lepiej radzi sobie z faktem wykorzystania niż mężczyzna. Tomek, grany przez Marcina Dorocińskiego, przechodzi przez kolejne fazy godzenia się z zaistniałą sytuacją. Zaczyna od wściekłości i chęci zemsty, by następnie winą obarczyć swoją własną żonę. Nawet świeżo przybyłe na świat dziecko nie łagodzi sytuacji.
[image-browser playlist="593421" suggest=""]©2013 Forum Film Poland Sp. z o.o.
Sławomir Fabicki tworzy kameralny i jednocześnie kapitalny dramat. Obiera zupełnie inny kierunek, aniżeli można było się tego początkowo spodziewać. Pomimo faktu, że gwałcicielem jest prezydent miasta, nie dochodzi do szantażu, politycznej gry i studium systemu prawnego. Zamiast tego obserwujemy niemal wyłącznie dwójkę głównych bohaterów. Reżyser znakomicie kreśli emocje i stany, w jakich znajdują się postacie, trzyma widza w napięciu i każe mu trzymać kciuki za szczęśliwe zakończenie. Już jednak od jednej z pierwszych scen, znalezienia martwego ptaka w łazience, wiadomo, że w najlepszym przypadku można liczyć na co najwyżej słodko-gorzkie zakończenie.
"Miłość" to przede wszystkim popis aktorstwa, które pozwala wybaczyć nawet mniej udane fragmenty filmu. Do wysokiego poziomu Marcina Dorocińskiego zdążyliśmy się już w ostatnich latach przyzwyczaić, ale zdaje się, że nawet jego występ został przyćmiony przez fenomenalną Julię Kijowską. Aktorka zapadła w pamięć już dwa lata temu przy okazji premiery "W ciemności" Agnieszki Holland, ale dopiero u Fabickiego gra pierwszoplanową rolę. I gra pierwszorzędnie. Świetnie wypada też drugi plan w postaci Agaty Kuleszy i Adama Woronowicza, a także Dorota Kolak i Marian Dziędziel. Ta ostatnia para reprezentuje w ogóle najsłabszy i chyba niepotrzebny wątek filmu Fabickiego - ciężkiej choroby matki Tomka. Kreacja Kolak nie pozwala jednak pozostać obojętnym.
Tempo "Miłości" w ostatnim akcie nieco się wytraca, tak jakby reżyserowi brakowało pomysłu na dalszy rozwój sytuacji, a bohaterowie są już "holowani" do linii mety. To jednak nie zaciera pytań postawionych wcześniej – o tytułową miłość, sens rodziny, sposób stawiania czoła największym nieszczęściom. Odpowiedzi zaś, jak w życiu, nie zawsze są jasne.