W 2. sezonie serialu Mindhunter Wydział Behawiorystyki zostaje obdarowany aniołem stróżem w postaci nowego szefa w Quantico, Teda Gunna, którego fascynuje praca naszych bohaterów. Ten nie szczędzi środków, aby rozwinąć ten konkretny segment FBI i dlatego Holden, Bill oraz Wendy mogą pracować, nie martwiąc się o decyzje góry w Biurze. W tym momencie pojawia się sprawa morderstw czarnoskórych dzieci z Atlanty, jednak na początku nikt oprócz Forda nie widzi związku między zabójstwami. Wkrótce sytuacja się zmienia i Holden wraz z Tenchem zostają włączeni do śledztwa w sprawie okrutnego seryjnego mordercy, co dla Gunna staje się szansą na sprezentowanie reszty FBI możliwości nowego wydziału.  Przede wszystkim David Fincher i spółka znowu to zrobili. Udało im się po raz kolejny stworzyć rasowy, gęsty i mroczny thriller, w którym nie potrzeba praktycznie żadnej widowiskowości i włączania sensacyjnej atmosfery, aby widz oglądał na krawędzi fotela. Twórcy oparli fundament swojej produkcji na mocnych rysach psychologicznych postaci i toksycznych relacjach między nimi, dając nam ciężki, momentami bardzo nieprzyjemny klimat, który jednak paradoksalnie wciąga od pierwszej do ostatniej minuty. Tak bardzo, że nie chce się odchodzić sprzed ekranu aż do zobaczenia finału. I to jest sztuka, ponieważ nie zapominajmy, że sprawy, którymi zajmują się bohaterowie w serialu są oparte na prawdziwych wydarzeniach, które większość widzów może znać lub łatwo sprawdzić je w Internecie. Jednak mimo tego Fincher i spółka tak prowadzą fabułę, że kompletnie zapomina się o tym i spokojnie można cieszyć każdym zwrotem akcji i przełomem w śledztwie. Do tego należy dodać, jak thriller w pewnym momencie miesza się tutaj z pewnym dramatem politycznym pokroju House of Cards (swoją drogą inne dziecko Finchera), gdzie ten aspekt mocno przenika się i rezonuje z główną intrygą. Scenarzyści doskonale ukazali wszystkie zakulisowe gry w FBI, które mają na celu wypromować Wydział Behawiorystyki. Michael Cerveris, który wciela się w Dyrektora Teda Gunna, doskonale poradził sobie tutaj z rolą człowieka, dla którego instynkt i świetne, świeże pomysły są najważniejsze dla rozwoju Biura. Jednak przy okazji nie zawaha się zburzyć starego porządku w organizacji, aby osiągnąć swój cel. Bardzo dobra rola w świetnie rozpisanym wątku pobocznym. Natomiast jeśli chodzi o clou tej produkcji, czyli badania behawiorystyczne przestępców, dla mnie ten sezon jest o poziom lepszy od debiutanckiej serii. Dobór kryminalistów, z którymi zapoznali się bohaterowie był świetny. Tak naprawdę wszystkie sceny rozmów między postaciami agentów a ich obiektami badań to prawdziwe, aktorskie perełki, które potrafiły trzymać w napięciu tak samo jak wiele thrillerów z szokującymi zwrotami akcji. Wśród tych wszystkich świetnych chciałbym wyróżnić jedną według mnie genialną, którą była sekwencja dialogu Forda i Tencha z Charlesem Mansonem. Odpowiednio stopniowana, gdzie spokój przechodził w gniew, a psychologiczne badanie zachowania kryminalisty szybko przerodziło się w filozoficzny wywód na temat ówczesnej Ameryki. To wszystko stanowiło mieszankę doskonałą. Aktorzy nie szarżowali ze swoimi kreacjami, Jonathan Groff i Holt McCallany nadal doskonale sprawdzają się w rolach ukrytych za maską spokoju drapieżników, którzy podstępem wyciągną ze swoich rozmówców ważne informacje. Jednak tutaj Damon Herriman jako Charles Manson grał pierwsze skrzypce. Jego szaleństwo wymieszane z odrobiną czarnego humoru oraz pewnym rodzajem zadumy nad światem tworzy naprawdę wartą uwagi kreację. Co ciekawe aktor gra tę samą rolę w filmie Pewnego razu... w Hollywood.  Jak zwykle u Finchera, o czym już wspominałem, ważne są rysy psychologiczne bohaterów. I w tym sezonie po raz kolejny udało się popchnąć wątki głównych postaci w interesujące rejony. Cieszę się, że Tench dostał mocny i bardzo mroczny aspekt fabuły, który dotyczył jego syna. Ten element świetnie wpływał na postrzeganie spraw przez Billa i rozwój jego osobowości w kolejnych odcinkach. Mam nadzieję, że ten wątek nie zostanie porzucony w kolejnym sezonie - na szczęście ostatnie sceny z finałowego odcinka zdradzają, że raczej tak nie będzie. Bardzo dobrze, że Fincher i spółka zdecydowali się zagłębić w życie prywatne głównych bohaterów, w które wchodzą po zakończeniu badań makabrycznych rzeczy, które spotykają w pracy. To świetnie ukazało, jaki wpływ ma ich zawód na relacje międzyludzkie i funkcjonowanie w społeczeństwie. Genialna jest tutaj pewna mała scena wizyty Billa i jego żony u psychologa, gdzie z poważnego profesorskiego tonu lekarz przechodzi w tryb fana zainteresowanego pracą Tencha. Całkiem dobry wątek dostała również Wendy Carr, w którą wciela się Anna Torv. Jednak Fincher w swoim stylu postanowił nie zagłębiać się cukierkowy aspekt miłości, lecz w jej toksyczny charakter, co sprawiło, że Carr może pochwalić się w tym sezonie świetnym wątkiem pobocznym, czego nie można było powiedzieć o poprzedniej serii. Trochę przy tym blado wypada Holden, ponieważ jego rozterki są mocno związane z prowadzonym śledztwem i sam nie dostał jakiegoś pobocznego aspektu związanego z jego życiem. Być może twórcom chodziło o to, by zaznaczyć, że dla Forda praca to życie, ale wątek pozwolił bardziej zagłębić się w element ataków paniki agenta. Tutaj był potencjał, aby zaprezentować, jak obcowanie z zabójcami wpływa destrukcyjnie na psychikę Forda, jednak tego nie zrobiono, a szkoda. Nie zmienia to faktu, że Jonathan Groff po raz kolejny doskonale poradził sobie z powierzoną mu rolą. Mindhunter w swoim 2. sezonie podobał mi się równie mocno, a miejscami nawet bardziej niż pierwsza seria. Świetnie zbudowane kreacje głównych bohaterów i ich wątki, interesujące postacie przestępców, mroczna, pełna napięcia, wciągająca intryga oraz atmosfera niepokoju, którą potrafią wprowadzić twórcy, sprawiają, że ta odsłona jest naprawdę bardzo dobra. Polecam. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj