Nowy serial stacji FOX dopiero się zaczął, ale jego olbrzymi potencjał dało się zauważyć niemal od pierwszych scen. Wyniki oglądalności pozostawiają jednak wiele do życzenia. Rake zapewne niedługo dołączy do grona tak zacnych produkcji jak Firefly, Terriers czy Studio 60, które powinny doczekać się zdecydowanie większej liczby sezonów niż jeden. Mając jednak na uwadze to, na jakim kanale emitowany jest komediodramat z Gregiem Kinnearem, optymiści mogą liczyć na mały cud (pamiętacie Dollhouse?).
Rake nadal pozytywnie zaskakuje świetnym zbalansowaniem wątków proceduralnych i historii głównego bohatera. Tym razem twórcy zajmują się zderzeniem kultur amiszów – tych konserwatywnych oraz tych bardziej progresywnych. Temat uderza w poważne tony, ale okraszony jest wieloma przerywnikami humorystycznymi, które w bardzo smaczny i, co najważniejsze, zabawny sposób parodiują ogólny oraz powszechnie znany obraz amiszów (genialna scena z Kee i jego "obstawą").
Sprawa sądowa – podobnie jak w pilocie – charakteryzuje się pewną dozą absurdu; pod tym względem serial bardzo przypomina Boston Legal. Choć produkcja ABC z Jamesem Spaderem również była znakomita, miała bardziej proceduralną formę niż Rake. Dany proces (a często więcej niż jeden na epizod) grał w odcinku pierwsze skrzypce od początku niemal do końca i wielokrotnie kończył się rasowym happy endem. Tutaj scenarzyście nie idą po linii najmniejszego oporu i serwują finały słodko-gorzkie, a samemu wątkowi dają około dwudziestu minut.
[video-browser playlist="635423" suggest=""]Rake bowiem nie jest typowym dramatem sądowym, a najważniejszy jest tutaj Keegan Deane i kłopoty, w które ciągle się pakuje. Nasz prawnik-lekkoduch musi radzić sobie z wendettą burmistrza, który utrudnia mu życie na każdym kroku, zazdrosną prostytutką (mały oksymoron) i dobrym kumplem, który jest jednocześnie "łamaczem kości" ściągającym długi. Serial ocieka tego typu abstrakcyjnym humorem, który z miejsca sprawił, że jest to jedna z najoryginalniejszych produkcji na stacjach ogólnodostępnych. Jako zapalonemu serialomaniakowi i miłośnikowi gatunku, do którego należy Rake, wyniki oglądalności naprawdę łamią moje serce. To powinien być hit!
Odnoszę wrażenie, że Kinnear i jego show poradziliby sobie lepiej na kablówce, a pierwsza na myśli przychodzi mi stacja Showtime. Już jest świetnie, a po dodaniu odważniejszego contentu byłoby jeszcze lepiej. Rake posiada w końcu styl bardzo podobny do tego z kanałów premium, szczególnie na płaszczyźnie swoistego antybohatera w epicentrum zdarzeń. Do tego dochodzi fakt, że FOX nie skąpi pieniędzy na swoje seriale. Rake ma bardzo przyjemną dla oka otoczkę wizualną, świetną i rozpoznawalną obsadę, która pracuje pod kierunkiem uznanych reżyserów (premierę reżyserował nie kto inny, tylko Sam Raimi, a odcinek drugi - Scott Winant, który ma na swoim koncie nieziemski epizod Breaking Bad pt. "Crawl Space").
Rake posiada praktycznie wszystkie walory charakteryzujące wartościowe i godne uwagi produkcje telewizyjne. Niestety nie przekłada się to na sukces komercyjny, który ma kluczowe znaczenie dla przyszłości serialu w ramówce. W każdym razie ja będę oglądał dalej choćby nie wiem co, bo obecnie w telewizji istnieje tylko garstka pozycji, które dostarczają mi podobnej dawki dobrej zabawy. Poza tym bardzo podoba mi się obecne kierownictwo FOX oraz jego cierpliwość i wiara w nowe tytuły stacji. Może naiwnie, ale nadal jestem dobrej myśli, jeśli chodzi o drugi sezon.