Mój przyjaciel szpieg ma naprawdę niezłą zakulisową ekipę. Za kamerą stoi Peter Segal, który choćby w Dorwać Smarta pokazał, że ma rękę do tego typu historii. A autorami scenariusza są Jon i Erich Hoeberowie, znani choćby z serii RED, więc też mają doświadczenie w konwencji szpiegowskiej. Coś jednak nie wyszło, bo ta familijna komedia jest festiwalem wtórności, schematów i ogranych motywów, które są znane z wielu podobnych filmów gatunku. Ba, można odnieść wrażenie, że niektóre fundamenty są wręcz identyczne jak w familijnych hitach The Rocka z początków jego kariery.  Kłopot taki, że historia jest sztampowa i strasznie przewidywalna. Nie przeczę, że obsadzając Dave'a Bautistę w roli superszpiega, przy którym Bond to mięczak, to strzał w dziesiątkę, a jego "konfrontacja" z dziewczynką ma potencjał komediowego złota, ale cóż z tego, skoro wszystko idzie po linii najmniejszego oporu? Mamy więc stereotypowe postaci, miałką historię pełną oczywistości, wręcz godną kina klasy B, przewidywalne puenty (romans JJ'a granego przez Bautistą z mamą dziewczynki) i kulminację, czyli pasma odtwórczych motywów, które są ukazywane bez pomysłu. Jeśli sobie wyobrażacie, jak może potoczyć się ta historia na samym początku filmu, na pewno traficie w 100%, a to niestety ma negatywny wpływ na odbiór, bo jest świadectwem tego, że twórcom nie chciało się wymyślić czegoś więcej. Umówmy się - taki koncept ma w sobie potencjał na o wiele więcej. Każdy, kto oglądał Strażników Galaktyki, a nawet Stubera, wie, że Dave Bautista ma zaskakujące pokłady talentu komediowego. Aktor robi wiele, by bawić widzów na czele z bardzo kuriozalnymi tańcami, ale też dużo nie może wyciągnąć z mdłego scenariusza nasyconego humorem slapstickowym (przewracanie się na lodzie) czy przeciętnym humorem sytuacyjnym. A zbyt szybkie odwrócenie skupienia na relacji JJ z dziewczynką na rzecz budowy uczucia do jej matki sprawia, że Mój przyjaciel szpieg traci najmocniejsze atuty. Da się dostrzec solidną chemię pomiędzy JJ'em i jego młodą podopieczną, która aż prosiła się o rozwinięcie. Zwłaszcza że początek jest obiecujący, bo JJ ma uczyć ją, jak zostać szpiegiem, ale jak to w familijnych filmach bywa, to ona uczy go bycia człowiekiem. Można docenić pewną scenę z kulminacji, która jest całkiem sprawnym nawiązaniem do kultowej sceny walki z Indiany Jonesa. To pod względem humorystycznym i realizacyjnym zadziałało. Szkoda, że mimo starań Bautisty, komediowo jest zaledwie przeciętnie. Mój przyjaciel szpieg to sztampowy film familijny z oklepaną, jak to tylko możliwe, historią. Popis marnowania talentu Bautisty, który zasługuje na lepsze role, bo może bawić i imponować w scenach akcji. A ten film nie jest ani dobrą komedią, ani sprawnym realizacyjnie filmem akcji. Zbyt mało spójności w wizji na to, czym to w ogóle ma być, i błędne decyzje dają przeciętniaka. Ogląda się go dobrze, ale to nawet nie jest poziom familijnych filmów The Rocka, w których był wróżką ze skrzydełkami.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj