Temat zombie jest tak uniwersalny jak historie o miłości, wielu widzów ubolewa jednak nad faktem, że w większości audiowizualnych przypadków wizja świata postapokaliptycznego opiera się na powtarzalnych schematach. Czterech koreańskich reżyserów postanowiło spojrzeć na problem kinowego zombiaka z innej perspektywy. Nie mieli dostępu do pokaźnego budżetu, jednak ostatecznie zdołali uzbierać 17 tys. dolarów, zarazić swoim pomysłem wiele osób związanych z przemysłem filmowym oraz uwolnić swoją wyobraźnię. Efekt końcowy okazał się zaskakująco dobry jak na zaprezentowane środki kreatorskie. „Yieutjib jombi” to półtoragodzinny obraz filmowy podzielony na sześć nowelek. Jak można się domyślić, leitmotivem łączącym je w jedną całość jest postać krwiożerczego stwora. Akcja osadzona jest w Seulu w roku 2010. Ogólny zarys historii jest dobrze znany: eksperymenty na szczepiące chroniącej przed AIDS wymykają się spod kontroli, w efekcie czego na teren Korei Południowej wydostaje się wirus przemieniający ludzi w potwory łaknące ludzkiego mięsa. Twórcy postanowili jednak nie koncentrować szczególnej uwagi na ocalałych, kierując oko kamery w stronę tzw. nosicieli. W świecie przedstawionym są to osoby zarażone wirusem BH, które dopiero przechodzą proces przemiany. Trwa on nawet do kilku dni, podczas których dany osobnik jest w pełni świadomy tego, co się dzieje z jego ciałem i umysłem. Przezorny rząd wydaje rozkaz likwidacji każdego zarażonego, przez co sytuacja waha się od złej do skrajnie paranoidalnej. [video-browser playlist="678148" suggest=""] Każdy z sześciu podrozdziałów to swego rodzaju poszczególny etap epidemii. Najpierw obserwujemy kolekcjonera figurek akcji, który nieświadomy zagrożenia żyje swoją wypracowaną rutyną znudzonego nastolatka. Nie będzie on pacjentem zero, lecz ofiarą – jedną w wielu. W oczach reżysera staje się on przykładem na to, jak wirus zabiera ludziom ich człowieczeństwo. Jesteśmy świadkami autokanibalizmu ze strony chłopaka, który po przemianie pragnie zaspokoić głód jakimkolwiek rodzajem ludzkiego mięsa – nawet swoją własną stopą. Kolejne historie również koncentrują się na niewielkiej liczbie osób. Mamy więc historię zakochanej pary nosicieli pragnących razem uciec z niebezpiecznego dla nich miasta. Jest i córka, która nadal kocha swoją mamę-zombie i potajemnie dokarmia ją własnymi palcami. Druga połowa filmu jest już o wiele spokojniejsza, przez wielu widzów określana nawet jako nudna. Jako jeden z nielicznych zombie moviesYieutjib jombi” prezentuje świat po tym, jak zostało wynalezione lekarstwo na zombizm. Byłe zombie to teraz zwyczajni obywatele, których jedyną oznaką minionej choroby są blizny na twarzy. Koncentracja na temacie epidemii jest siłą sprawczą koreańskiego obrazu. Reżyserzy stopniowo zagłębiają się w plagę roznoszącą wirus, nie zarzucając widza chaotycznymi sekwencjami i rozgardiaszem towarzyszącym tego typu dziełom. Zobacz również: Arnold Schwarzenegger potrafi grać! Emocjonalny zwiastun dramatu o zombie „Maggie” Twórcy jednak nie pozbawiają swojego dzieła pierwiastka horrorowego, który jest do końca obecny w filmie. Balansują na granicy gatunków, łącząc kino grozy z komedią, a całość otulają śmiałym komentarzem społecznym. Osoby wyleczone z zombizmu muszą się zmagać z potępieniem ze strony społeczeństwa, bezrobociem, biedą oraz własnymi wyrzutami sumienia. Bezwzględność sił zbrojnych wobec zarażonych cywili również stanowi nawiązanie do walk z epidemią pryszczycy i ptasiej grypy – tu jednak ofiarami nie są zwierzęta, a ludzie. Dla wielu odbiorców wielkim mankamentem filmu może okazać się strona wizualna. Szczupły budżet odbija się na każdym ujęciu, lecz w zaskakujący sposób nie przeszkadza w odbiorze filmu. Tym samym „Yieutjib jombi” poprzez swoją pomysłowość i elementy rozrywkowe wyróżnia się nie tylko na tle hollywoodzkich produkcji, lecz również wybija się wśród niszowych dokonań kinematograficznych.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj