Kanadyjski scenarzysta to już czwarty z kolei twórca, któremu przyszło pisać scenariusz do tej serii ukazującej się w ramach Marvel Now! i Marvel Now! 2.0. Poprzednie odsłony pisane były przez Warrena Ellisa, Cullena Bunna i Briana Wooda, co przełożyło się na różnorodność formalną i rodzaj narracyjnej skrótowości, zwłaszcza w tych momentach, kiedy twórcy prezentowali krótkie, jednozeszytowe opowieści. Nie zmienia to jednak faktu, że u wszystkich wymienionych autorów Moon Knight pozostaje outsiderem działającym gdzieś na obrzeżach marvelowskiego uniwersum, na dodatek uwikłanym w gry własnego umysłu, który każe mu wątpić w otaczającą go rzeczywistość i przy okazji we własną poczytalność. Tym właśnie tropem fabularnym poszedł Jeff Lemire, co zresztą zapowiada skąpana w bieli okładka prezentująca tytułowego bohatera w kaftanie bezpieczeństwa i z zasłoniętą twarzą. Widzimy tylko jego czujne spojrzenie skierowane wprost na czytelnika, jakby zapraszające do nietypowej jak na superbohaterskie standardy złudnej, schizofrenicznej fabuły, która zdominowała cały run napisany przez Jeffa Lemire'a, jednocześnie pokazując, z jak bardzo wyjątkowym bohaterem mamy do czynienia. Otwarcie tej historii, złożonej z trzech zbiorczych tomów - Witajcie w Nowym Egipcie, Wcielenia, Śmierć i narodziny - ma miejsce w szpitalu psychiatrycznym, z którego Marc Spector zamierza uciec. Jednak już od samego początku kwestionowane jest jego poczucie realności, bardzo przypominające perypetie Davida Hallera z pamiętnego, pierwszego sezonu serialowego Legionu. Co więcej, w opowieści Lemire’a Moon Knight ma więcej niż jedną tożsamość - nie jest jedynie Markiem Spectorem, ale także filmowcem Stevenem Grantem czy kierowcą taksówki Jake’m Lockleyem. Te wszystkie wcielenia potrafią mieć oddzielne linie fabularne, co tylko powiększa konsternację czytelnika śledzącego zmagania Moon Knighta z egipskim bóstwem Khonshu.
Źródło: Egmont
Tak właśnie, ponieważ ta długa historia jest zapisem zmagań głównego bohatera z bóstwem, które niegdyś dało mu nowe życie i nowe wcielenie, ale w rezultacie, jak to bogowie mają w zwyczaju, w zamian zażądało zbyt wysokiej ceny, która zrujnowała psychikę Marka. Tak naprawdę najważniejsza w egmontowym wydaniu jest historia zamieszczona już po zakończeniu runu Lemire’a zatytułowana Rzeźnik. Nie jest to żadna nowość, tylko pojedynczy zeszyt z początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, w którym spotkamy najważniejszych bohaterów występujących w historii Lemire’a oraz wszystkie użyte przez niego wcielenia Moon Knighta.
Śmiało można powiedzieć, że kanadyjski scenarzysta wydobył z tej historii z przeszłości to, co ukryte, to, co można było wyczytać w podtekstach, pozwalających na ten wydawałoby się prosty scenariusz spojrzeć pod innym kątem. Lemire daje nam studium szaleństwa, w którym osobowość bohatera rozpada się na różne tożsamości i tym samym na różne rzeczywistości. Walka z chorobą jest także walką z dawnym wizerunkiem superbohaterów, którzy potykają się ze złem bez żadnych psychicznych konsekwencji, przyjmując tę powinność z dobrodziejstwem inwentarza. Z biegiem lat to spojrzenie się zmieniło, choćby w Daredevilu Bendisa czy ostatnio w Kryzysie Bohaterów, które to komiksy zmieniają perspektywę naszego odbioru superbohaterów. Walka ze złem, ukrywanie prawdziwych tożsamości, przybieranie innych - to musi rodzić konsekwencje w psychice i o tym właśnie pisze Lemire. Pytanie czy czytelnicy będą chcieli czytać coraz częściej takie historie o połamanych herosach? To już jednak temat na inną okazję. A tym, którzy zmęczeni są wielkimi eventami i chcą poczytać o marvelowskich outsiderach pokroju Hawkeya, śmiało powinni sięgnąć po Moon Knighta.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj