Mr. Mercedes w swoim drugim odcinku zwalnia tempo i mozolnie buduje napięcie pod starcie między dwoma reprezentantami sił dobra i zła. Czy był to dobry epizod? Sprawdźmy.
W najnowszym odcinku nadal poznajemy skomplikowane życiorysy Billa Hodgesa i Brady'ego Hartsfielda. Emerytowany detektyw powoli przestaje wytrzymywać presję, jaką wywarł na nim demoniczny przeciwnik i postanawia na dobre wrócić do śledztwa w sprawie Pana Mercedesa. Jeden z tropów prowadzi go do nowej sojuszniczki, która także bardzo chce złapać mordercę. Tymczasem Brady musi poradzić sobie z naciskami złego na cały świat szefa oraz zdusić w zarodku zainteresowanie matki jego "pracą" po godzinach. Działania obydwu panów nieuchronnie zbliżają ich do konfrontacji.
Po raz kolejny
Brendan Gleeson doskonale sprawdza się w roli zmasakrowanego przez życie byłego policjanta. Powiedziałbym wręcz, że jest idealny do tej roli. W tym odcinku twórcy w bardzo dobry sposób jeszcze bardziej zagłębiają się w jego traumę z przeszłości porównując ją do czegoś w stylu zespołu stresu pourazowego, który często można dostrzec u żołnierzy wracających ze służby. To sprawdza się bardzo dobrze w tym przypadku, ponieważ widz czuje, jakby sam znalazł się w umyśle Hodgesa i może zwiedzać mroczne zakamarki jego życia. Gleeson bardzo dobrze odgrywa w punkt wszelkie najmniejsze szczegóły w zachowaniu swojego bohatera od mimiki po specyficzne gesty. Najlepszym tego przykładem jest scena, w której emerytowany detektyw w środku nocy celuje z broni w młodego chłopca, który zakradł się na jego posesję. Tutaj najbardziej widać pogłębiającą się paranoję tego bohatera graniczącą z obłędem, a aktor tonem głosu i sposobem poruszania nadaje tylko mocy temu stanowi ducha.
Trochę słabiej wypada w tym odcinku główny antagonista serialu, czyli Brady Hartsfield. To nadal dobrze prezentujący się pod płaszczem spokojnego, nieco dziwnego młodego człowieka psychopata, ale w tym wypadku zabrakło tego drugiego dna, które określa tę postać. Twórcy dwoją się i troją, aby jak najbardziej uczłowieczyć ten wyrazisty czarny charakter, ale w tym wypadku im to w ogóle nie wychodzi. Przytłaczają Brady'ego mnóstwem codziennych, przyziemnych sytuacji życiowych, aby nakreślić jego cząstkę człowieczeństwa, która kryje się w psychopatycznym mroku jego osobowości. Jednak koniec końców Brady nie zyskuje w oczach widza, który nadal będzie postrzegał go jako kryjącego się w mroku potwora a nie chłopaka, który stał się taki przez problemy go otaczające. Ewidentnie scenarzystom słabo wychodzi w tym przypadku budowanie pełnokrwistego rysu psychologicznego postaci. Najlepiej widać to w scenach, kiedy Brady wchodzi w interakcję ze swoją matką, przedstawiając jej swój wynalazek. Całość przyziemnej rozmowy i troski Brady'ego o losy rodziny wybrzmiewa sztucznie i nie gra na żadnej emocjonalnej strunie widza.
Choć nie można twórcom zarzucić dobrego stopniowania napięcia w pojedynku pomiędzy Hodgesem i jego nemezis, to jednak zbytnie przeciąganie i budowanie otoczki wokół tego starcia w tym epizodzie nudziło. Intryga miejscami trzymała się na dobre słowo a tempo narracji w pewnych momentach drastycznie zwalniało. W całość wkradał się czasem chaos, który scenarzyści próbowali uporządkować i udało im się to pod koniec epizodu serwując nam ciekawy cliffhanger będący oznaką spotkania obydwu bohaterów serialu. Poznaliśmy też nową, chociaż fanom książkowego pierwowzoru bardzo dobrze znaną kobiecą postać, Janey Patterson, która w wersji
Mary-Louise Parker zapowiada się na naprawdę interesującą bohaterkę z pazurem. To dobrze wróży na następne odcinki produkcji.
Mr. Mercedes w swoim nowym epizodzie obniża nieco loty, chociaż nadal reprezentuje specyficzny, ciekawy klimat. Główny bohater i antagonista stanowią dla siebie interesujący kontrapunkt, a wydarzenia z końca odcinka sprawiają, że można liczyć na zdecydowanie więcej w kolejnych epizodach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h